
"Proszę powiedzieć, o czym jest ten hymn" - zaproponował ufnie w/w dr Z, a mi jakoś nie starczyło śmiałości, by wygłosić błyskotliwą myśl, co sama cisnęła się na usta: "Hm, może o kąpieli Pallady?" Wietrzyłam kallimachowy podstęp i mój nos mnie nie zawiódł. Tym to sposobem zrobiłam z siebie idiotkę za jednym razem tylko raz, a nie dwa - bo jak inaczej nazwać dobrowolne przytaczanie tytułu hymnu, o którego treści nie ma się zielonkawego pojęcia? No ale co miałam zrobić, jak kazał mówić o hymnach, a ja znałam tylko dwa, z czego z treści - jeden? Pallada kąpie się więc tu oraz tu. Dłuuugo się kąpie. Ja tam od hymnów i przyczyn wszelakich wolę epigramy, bowiem jak wiadomo μέγα βιβλίον μέγα κακόν - no ale gusta mamy z drem Z odmienne.
A nieszczęsne hymny zapamiętam chyba równie dobrze, co swego olimpijskiego czasu komunę paryską. 1871. Przeczytałam, w każdym razie, co niniejszym publicznie oświadczam. Wszak besser später als nie, n'est-ce pas? Mamoooo, jak ja się cieszę, że ten teatrzyk już za mną. Jak ja się bardzo, bardzo, bardzo w czeluści mego ducha cieszę, nawet jeśli jeszcze nie całkiem na głos ucieszyć się potrafię. Hip hip... pchły na noc... do nogawy. Jak was będą gryźć, proszę do mnie przyjść.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz