czwartek, 20 lutego 2014

ale za to tygodnie


Pisanie bloga nie sprawdza mi się już, uwiera z jednego, prostego powodu. Blog mi nie wystarcza. Blog ma felery, których nie wiem jak uniknąć, na których cały czas się wywalam. Tak naprawdę głęboko marzę o tym, żeby pisać nie blog, lecz - książkę. Tzn. nie, wróć. Nie marzę o tym, by pisać. Chciałabym NA-. (Może o to właśnie chodzi, że nie da się NApisać bloga). Jest to chyba w tej chwili jedno z moich głębszych, ważniejszych marzeń. Tzn. takich marzeń, które nie pozostają do końca w sferze mrzonek.

I jest mi smutno, bo patrząc na realia oceniam szanse na realizację przedsięwzięcia jako kosmicznie, żałośnie małe. Nie żadne, ale - bardzo, bardzo małe. Warunki panujące w moim łbie za chiny nie odpowiadają warunkom potrzebnym do napisania książki. Trochę wiem, zarówno o tym, co mam we łbie, jak i o tym, czego trzeba do pisania książki. Wiem, bo (nie) raz już pisać próbowałam. I w lepszych warunkach, i w tych, które panują teraz. Raz się udało (yupi!) (ale nobla nie dali) (co za pech), wiele razy - nie. Książka to duże i złożone przedsięwzięcie.

Ale. Któregoś dnia, gdy coś zawiało w stronę szklanek półpełnych, przypomniałam sobie o Jeanie-Dominique Bauby. Gdzieś na boku zanotowałam skrzydlatą myśl: napisanie książki w bardzo trudnych i niestandardowych warunkach nie jest tak zupełnie niemożliwe. "No to sru, do roboty, teraz, zaraz, już", rzec by się chciało, ale za stara jestem na pospolite ruszenia. To, że nie jest niemożliwe, nie oznacza, że każdemu się uda. Ale oznacza, że cień szansy - istnieje. W historii mojego kraju zdarzały się takie sny. A że jestem dzioucha z Żoliborza i dziecko 305-tki, to chyba nie powinnam o nich tak do końca zapominać.

Więc póki nie ma książki, a jest blog, na którym smęcę i smęcę, to na wypadek, gdybym kiedyś jeszcze raz postanowiła porwać się z motyką

ctrl+c
ctrl+v

Wpadło mi dziś fejsem w oczy, kto chętny, niech się częstuje / inspiruje


















(a fota ze strony http://zenmonster.com/bee.htm)



13 zasad Waltera Benjamina

1) Kto zamyśla przystąpić do pisania większego dzieła, niech sobie dogadza, a po wykonaniu pensum używa wszystkiego, co dalszej pracy nie przyniesie uszczerbku.

2) Mów, jeśli chcesz, czego dokonałeś, ale dopóki praca w toku, nie odczytuj fragmentów. Wszelka satysfakcja, jaką byś z tego czerpał, wstrzymuje tempo. Jeśli będziesz przestrzegał tego reżimu, rosnąca potrzeba powiadomienia innych stanie się wreszcie napędem przybliżającym zakończenie.

3) Pracując w danych warunkach staraj się unikać mierności dnia powszedniego. Połowiczny spokój, z jałowymi hałasami w tle upadla. Natomiast jeśli pracy akompaniuje etiuda albo gwar, może to być dla niej równie znaczące jak donośna cisza nocy. Jeśli cisza wyostrza słuch wewnętrzny, to tamten akompaniament staje się probierzem dykcji, której pełnia pogrąża w sobie nawet ekscentryczne hałasy.

4) Unikaj byle jakich przyrządów. Pedantyczne upieranie się przy określonym papierze, piórze, atramencie przynosi korzyść. Nie luksus, lecz bogactwo tych untensyliów jest niezbędne.

5) Nie pozwól, by jakakolwiek myśl przeminęła incognito, a swój notes prowadź skrupulatnie, jak urząd księgę meldunkową.

6) Niechaj twoje pióro opiera się natchnieniu, a przyciągnie je niczym magnes. Im rozważniej ociągasz się ze spisywaniem pomysłu, w tym dojrzalszej postaci odda się w twoje ręce. Mowa zdobywa myśl, ale pismo nad nią panuje.

7) Nigdy nie przestawaj pisać, gdy nic już nie przychodzi ci do głowy. Przerywać tylko wtedy, gdy należy dotrzymać terminów (posiłku, spotkania) lub kiedy dzieło jest ukończone, to nakaz literackiego honoru.

8) Brak natchnienia wypełniaj, przepisując na czysto już napisane. Tymczasem ocknie się intuicja.

9) Nulla dies sine linea – ale za to tygodnie.

10) Nigdy nie uważaj za doskonałe dzieła, nad którym ani razu nie ślęczałeś od wieczora do bladego świtu.

11) Zakończenia dzieła nie pisz w tym samym gabinecie, co zwykle.
Nie zdobyłbyś się w nim na dość odwagi.

12) Stopnie redagowania: myśl - styl - pismo. Taki jest sens czystopisu, że sporządzając go, skupia się uwagę już tylko na kaligrafii. Myśl zabija natchnienie, styl krępuje myśl, pismo nagradza styl.

13) Dzieło jest pośmiertną maską koncepcji.


http://bylecoq.w.interia.pl/text/paryz_stolica.htm

środa, 12 lutego 2014

jubileusze


stuknęło niedawno pięć lat, jak blog na biegunach wisi sobie i smęci w wirtualu, w październiku stuknęło lat dziesięć, odkąd łykam psychoproszki w różnych konfiguracjach. bardzo dużo się w tym czasie we mnie i w moim życiu zmieniło, cały czas się zmienia. na początku próbowałam o tym mówić, pisać, z naiwną wiarą, że da się to doświadczenie opowiedzieć. ale się zorientowałam, że się nie da i w pewnym momencie przestałam kłapać dziobem. co jakiś czas łapię się na (głębokim) pragnieniu, żeby coś tu wystukać z metapoziomu, coś zamknąć, coś otworzyć, podsumować, sprostować, manifestnąć, nadać blogowi inny wymiar.

no.
ale.
nie.
mam.
siły.


ot, proza życia.

wiszą więc Breughle i Grochowiaki, brzdąkają Turnauy i Jacusie, a moje jubileuszowe podsumowania lądują tu i tam na wieczne nienapisanie. i tak już pewnie będzie do końca świata i o jeden dzień dłużej. smutno mi z tym. nie mogę się opędzić od Herberta, co to go kiedyś Asia udekorowała maupiarnią. była zima, jest zima, nihil novi sub sole. "porwane akordy / źle zestawione kolory i słowa / jazgot dysonans / języki chaosu............"

smutno i zimno.
zimno i smutno.




--------------------------------------
coraz częściej wydaje mi się, że cały ten bajzel, który w minionym dziesięcioleciu zagościł w mojej neurokosmicznożyciowej przestrzeni i rozhasał się po niej solidnie, pozwala mi regularnie, głęboko i konsekwentnie doświadczać jednej i tej samej sprawy: ekstremalnej samotności. jest to doświadczenie graniczne. i jestem nim bardzo zmęczona.
-------------------------------