poniedziałek, 14 kwietnia 2014

sens podróży, pretekst celu

taką sobie odkryłam wczoraj Amerykę, że jeśli a) w październiku tego ;-) roku konsumowałam z moją panią doktór torcik wedlowski, uprzednio własnoręcznie przystrojony na okoliczność brzydkiego jubileuszu b) dni temu parę tyle samo lat minęło odkąd brodatemu Poecie zraczyć się raczył kielich krtani => to znaczy, że mniej więcej w tym samym czasie umierało nam się i zmartwychwstawało.

z każdym rokiem coraz więcej rozumiem o co chodzi w przekraczaniu wód wszelakich, im więcej rozumiem, tym mniej się mieści w słowa, i gdy tak stukam, to mam deja lu. czyli wychodzi na to, że mam do powiedzenia to samo, co rok temu, ze szczególnym uwzględnieniem pisma obrazkowego. może osiągnęłam nirvanę. tym niemniej niech zostanie, bo trochę mnie już denerwuje ten zając, co wskoczył w przestrzeń przed terminem i zaburzył dekorum. nie to, bym miała coś przeciwko zającom, otwieranie bramek w metrze kartą płatniczą i płacenie biletem miesięcznym w zasadzie weszło mi już w nawyk, tym niemniej uprzejmie proszę niech się szanowny zając posunie, usunie i odsunie, bo dziś mordujemy jagniątka. oj panie jezusicku, tyle zwierząt w jednej kudłatej głowie, co rodzenia się i umierania w jednym kalendarzu?

ten sam musk co mi myli kartę płatniczą z biletem
ma fantazję zapodać taki song
dla odmiany o królikach