niedziela, 8 grudnia 2013

kto wie

Powiesiła blogosąsiadka:


***
"Breughel, co osiwiał
pojmując ludzi, oczy im odwracał
od podniebnych dramatów. Wiedział, że nie gapić
trzeba się nam w Ikary, nie upadkiem smucić
- choćby najwyższy…
- A swoje ucapić.
- Czy Dedal, by ratować Ikara, powrócił?"

Odruchowo googlam morze, co to cierpnie gęsią skórką. Ze zdziwieniem jak przez mgłę przypominam sobie podręcznik do ?siódmej klasy (a może jednak piątej? mity wszak były w piątej? - w każdym razie bardzo-bardzo-czarno-biały-i-nie-najlepszej-rozdzielczości-oraz-jakości-druku był ten Breughel, z dojrzeniem kopytka kłopoty miałam, te kłopoty do dziś pamiętam). Korespondencja autora z maturzystami stanowczo linku warta.
















***
"A Ikar jednak leci. Choć nie tam gdzie marzył
I pod ciężarem morza płetwy w skrzydła zmienia
Musi nauczyć się prawa ciążenia
Sparzył się. Poszedł na dno. I kto wie jak marzy?"

Ano włnie.


                               







Kto
wie
jak
marzy.

poniedziałek, 18 listopada 2013

piórka

ocalone z twarzoksiążki:




(a ja wysilam ciągle się
by z gracją odpowiadać: be)

środa, 23 października 2013

X

10 lat

(
d.
z.
i.
e.
s.
i.
ę.
ć.
l.
a.
t.
)

ałłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłłła.





niedziela, 9 czerwca 2013

gdyby ktoś

...zainstalował mi w domu ukrytą kamerę i podglądał sobie, jak podjadam siano z paśnika i pokładam się na polanie niczym białowieski żubr czy inny tam bocian w gnieździe - to to nie byłby budujący film. Ciekawe, jak ludzie mnie spotykający wyobrażają sobie moją codzienność, zastanawiam się czasem i zwykle robi mi się wtedy przeraźliwie smutno. Kogo (nie) udawać - pytanie jak z elementarzowej czytanki, i wszystkie odpowiedzi z elementarza równie złe.

boli ten świat --- (a ktury?)
tak wiem, tak wiem. albo i nie wiem.

czwartek, 30 maja 2013

czwartek, 2 maja 2013

zuuua piosenka

Spadające z nieba orły lajkuję. Tzn. lajkuję że spadały, patrzyłam przez okno i zastanawiałam się co to tak na czerwono leci. Oraz wspominałam z Prawie_Małą_Mi wierszy łapanie. Wiersz czy orzeł, z daleka wygląda podobnie. Czyli ślicznie. A z bliska to różnie bywa.












Natomiast co do pani Geppert...



...to sama nie wiem. Ambiwalentnie. TAK za przełamywanie tabu, wręcz przeciwnie za trywializowanie wątków z krainy wiecznego chłodu. Ci lachn iz tomid gezunt? Czy jednak są rzeczy, z których śmiać się może - nie wolno, nie należy?























Z Kroke planuję się zmierzyć w nextweeku.  Kasztany smaży Almetyna. 
A od kasztana do barana -
nie da się zaprzeczyć,
że melodia dźwięczna,
wpada w ucho.
Jak ulał do
codziennych
piruetów.












 











+++ RESZTA JEST MILCZENIEM +++








.


wtorek, 2 kwietnia 2013

niech zdecyduje

"Proszę znaleźć czas żeby przejść przez ten plac, bo ten plac jest ważny. Tam padły ważne słowa, które niestety trochę skremówkowaliśmy" - mówi pan w radiu, nie wiem co za pan, ale czasownik mu się udał. Niech zstąpi, niech odnowi, stuka jedna ręka, tylko co tam się kryje pod kurzem i patyną, bo może lepiej nie ruszać, mruczy podejrzliwie druga. To ja już nie wiem. "Niech zdecyduje" - powiedzieli do mnie dziesięć lat temu gimnazjaliści nad Biebrzą i im też się bonmot udał. Swoją drogą, fraza "papież Franciszek" brzmi mi surrealistycznie: coś jak "Miś Uszatek". Albo "lalka Barbie".......................









***

   "Tak bardzo ją kochają, że ta narastająca w niej starość jest im nienawistna. Idą obok niej piękni i rośli i patrzą na nią oczami swojego dzieciństwa.
   I mają dotąd w uszach jej głos dźwięczny jak wielkanocny dzwon rozhuśtany na przyjaznym wietrze,, który towarzyszył zawsze jej szybkim ruchom niosąc ku niej przedmioty.
   Więc kiedy się potknie na ulicy, syczą: Babko, nie udawaj!
   A kiedy się zgarbi, wołają: Babko, wyprostuj się!
   Ktoś obcy, kto by to usłyszał, miałby ich za okrutnych.
   Ale ona zdobywa się raz jeszcze na wysiłek, prostuje się i twarz jej zalewa światło miłości."

Julia Hartwig, "Zrobię dla was ten cud"

piątek, 29 marca 2013

w imię duszy

>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
cytaty o kocich skokach ciąg dalszy  
<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<


Psychologia głębi rozpoczyna się od symptomu, to znaczy rozpoczyna się w punkcie, w którym definitywnie pęka nasze poczucie integralności, sprawności czy płynnego ruchu w strumieniu wewnętrznego i zewnętrznego życia. Symptom bowiem - czy to uciążliwy lęk, czy natrętna potrzeba powtarzania wielokrotnie tej samej czynności, czy też poczucie wszechogarniającej niemocy, rozpaczy i beznadziei - zatrzymuje nas. W rozpadzie i dezintegracji, jak depresja, albo fiksującym ruchu po kole, jak lęki i natręctwa.. Nie możemy już dalej prowadzić takiego życia jak wcześniej. Bo nagle pojawia się w nim coś, co jest od naszego wyobrażenia o nim tak odległe, jak to tylko możliwe. Coś, co żyje innym życiem. Własnym. Niezależnym od naszej woli. Rozbijającym ją. Ujawniającym jej bardzo ograniczone kompetencje sprawcze.

Pytanie brzmi - co z tym zrobić? Jaką postawę wobec symptomu zająć? Jak potraktować depresję, lęk, nerwicę? Hillman twierdzi, że nasze myślenie o symptomach regulują - by tak rzec - dwa podstawowe systemy: religia i medycyna. W obu przypadkach symptom, czy szerzej każdy psychopatologiczny fenomen, jest definiowany jako intruz z obcej krainy. Niekiedy krainy zamieszkiwanej przez demony - byty obdarzone autonomią, ontologicznie niezależne, istniejące poza wyobraźnią i poza psychiką, dosłownie prawdziwe, dosłownie rzeczywiste.

Żyjący w czwartym wieku mnich Ewagriusz z Pontu w traktacie "O życiu ascetycznym" odnotowuje - rzecz jasna swoim specyficznym, charakterystycznym dla tamtych czasów językiem - wszystkie klasyczne symptomy, jakimi współcześnie opisuje się depresję (używa na jej określenie słowa "acedia", funkcjonującego zresztą do dzisiaj nie tylko w słowniku teologicznym). Przypisuje jej wszakże, w ramach rozważań etiologicznych, zdecydowanie demoniczne źródła. Wedle Ewagriusza stany zaawansowanej melancholii wywołuje demon acedii, sama zaś depresja jest po prostu życiem na sposób demonów, a konkretnie na sposób tego jednego demona, zwanego również demonem południa. On to sprowadza na mnichów (traktat Ewagriusza traktuje o rozmaitych trudnościach mniszej egzystencji właśnie) niepokojące objawy. Dzień im się niemiłosiernie dłuży, wstępuje w nich przygnębienie i przekonanie, że życie zakonne jest pozbawione sensu i celu. Wszystko to sprawka demona południa - konkluduje Ewagriusz, a na spowodowane przez niego przykre objawy zaleca żarliwą modlitwe i pracę fizyczną. Tymi niezawodnymi sposobami bowiem wywołane przez demona stany i wątpliwości - w jakimś sensie negujące przecież wspaniałość świata stworzonego przez Boga - zostaną niechybnie odpędzone.

W ramach modelu medycznego natomiast, poczynając od osiemnastowiecznej psychiatrii w jej raczkującej formie, aż po dzisiejszą pełnoprawną, nad wyraz rozwiniętą gałąź medycyny, niepokojące symptomy, na przykład depresja, są po prostu związane z zaburzeniami biochemii w mózgu. Uporczywie utrzymujący się stan przygnębienia, spadek energii, poczucie braku nadziei, kłopoty ze snem, spadek zainteresowania seksem, rozpacz, myśli samobójcze - tego rodzaju objawy, zgodnie z aktualną wiedzą, są związane z zaburzeniami poziomu serotoniny w organizmie. Podanie leków przywracających odpowiedni poziom serotoniny wyeliminuje objawy i chory będzie mógł wrócić do zawodowego czy małżeńskiego życia.

Z pozoru są to perspektywy i modele zupełnie odmienne.

Z pozoru. Tak czy inaczej - przekonuje Hillman - podstawowe założenie, jakie stoi u podstaw zarówno medycznej, jak i religijnej postawy wobec symptomów jest identyczne: ma ich nie być.

Symptom domaga się albo modlitwy, albo leczenia. Cierpimy zatem albo dlatego, że jesteśmy grzeszni, albo dlatego, że jesteśmy chorzy. To zaś, wedle Hillmana, bardzo ściśle łączy się z archetypową postawą wobec cierpienia, która dominuje w zachodniej kulturze już od ponad dwóch tysięcy lat. Wyraża ją obraz Chrystusa umierającego na krzyżu, a następnie - po trzech dniach - zmartwychwstającego w glorii i chwale zwycięzcy śmierci.

W micie chrześcijańskim cierpienie zostaje wpisane w specyficzną, zbawczą chronologię. W Piątek Chrystus umiera, ale w Niedzielę zmartwychwstaje. Jego piątkowe cierpienie zatem, wspominane i rekapitulowane w Kościele katolickim podczas wielkopiątkowej liturgii, już w punkcie startu jest skierowane w stronę niedzielnego zmartwychwstania. Momenty ciemności, melancholii, poczucia opuszczenia, rozbicia, głębokiej rozpaczy nie są zatem traktowane jako niezależne przejawy życia psychicznego. Są to tylko etapy, przejściowe stacje - na drodze do religijnej lub medycznej, a w każdym razie społecznej rezurekcji. "Mamy tylko jeden model - pisze Hillman - zorientowany na światło w tunelu; jeden program, który prowadzi od Czwartku wieczorem do Niedzieli, kiedy to rodzi się nowy dzień, lepszy i piękniejszy niż to, co było wcześniej. Nie tylko rozmaite terapie mniej lub bardziej świadomie imitują ten program (na różne sposoby: od pozytywnego wsparcia po elektrowstrząsy), ale sama świadomość jednostki jest już w punkcie wyjścia ukształtowana przez chrześcijański mit. Każdy z nas zatem - ze względu na oddziaływanie tego mitu - nieświadomie wie już, czym jest depresja, i doświadcza jej zgodnie z obowiązującą formą. Depresja musi być zatem przeżywana jako coś, co przychodzi z zewnątrz (w ten sposób dokonuje się ukrzyżowanie), i musi przynosić ze sobą cierpienie; ale pozostawanie w depresji musi być czymś negatywnym, ponieważ w alegorii chrześcijańskiej Piątek nigdy nie jest ważny per se - Niedziela bowiem, jako integralna część mitu, preegzystuje w nim od samego początku. Niezbywalną częścią każdej fantazji ukrzyżowania jest fantazja zmartwychwstania. Nasza postawa wobec depresji jest zatem a priori maniakalną obroną przed depresją" [J. Hillman, Re-Visioning Psychology... s. 98].

Czyli przed czym? Przed rzeczywistością psyche, w której nie istnieją stany mniej lub bardziej pożądane, ponieważ każdy stan otwiera jakąś przestrzeń doświadczenia. To tylko heroicznie zorientowane ego dzieli doświadczenia na te, które uzyskują jego autoryzację i te, które kolidują z jego planami lub zamiarami.

Pytanie nie brzmi zatem, w jaki sposób pozbyć się depresji, ale raczej - co depresja nam odsłania. Hillman posługuje się tutaj jedna ze swoich ulubionych metafor: rana jest okiem, za jego pomocą dostrzegamy takie wymiary rzeczywistości, które inaczej są niewidzialne. W depresji odczuwamy ciążenie ku ciemnemu, zimnemu szkieletowi rzeczywistości. Depresja konfrontuje heroiczne ego z całą iluzją jego mitu opartego na pragnieniu omnipotencji; konfrontuje ego ze śmiercią, skończonością, poczuciem winy, rozbicia czy cierpienia. Przynosi świadomość ograniczenia, niemożliwości, a jednocześnie wprowadza bezruch tam, gdzie dominuje aktywność. Wybija nas zatem z automatycznej egzystencji.


Szwajcarski psycholog i przyjaciel Hillmana Adolf Guggenbühl-Craig pisał o postępującej psychopatyzacji współczesnej kultury zachodniej, która za wszelką cenę stara się ze zbiorowej świadomości wypierać to, co słabe, cierpiące i chore. Operujemy dzisiaj - twierdzi Guggenbühl-Craig - bardzo wąskim rozumieniem zdrowia. Większość nurtów terapeutycznych postrzega je jako stan wewnętrznej i zewnętrznej integracji i pełni. W tym modelu wszystko, co łączy się z dyskomfortem czy niesprawnością, powinno zostać natychmiast doprowadzone do stanu pożądanej perfekcji.
Wszyscy mamy świadomość - niektórzy tylko głębiej zakamuflowaną, głębiej ukrytą, zepchniętą gdzieś pod serię optymistycznych zaklęć - własnej słabości, ograniczenia, śmiertelności czy bezradności. Jednak  zapominamy o tym, kiedy tylko zaczynamy mówić i myśleć o najbardziej dojmującym przejawie tej bezradności, czyli depresji. Traktujemy ją jak wroga, którego trzeba zniszczyć wszelkimi siłami; jako przekleństwo, z którego magicznej mocy trzeba się wydobyć, bo sprawia, że stajemy się w ten sposób "dziećmi gorszego boga" czy raczej dziećmi demona acedii albo demona serotoniny.
Czy zdajemy sobie sprawę - pyta Guggenbühl-Craig - jak bezlitośnie normatywny jest to punkt widzenia? Jak głęboko stygmatyzuje on ludzi, dotkniętych depresją? Jak wpędza ich w poczucie winy i przekonanie, że powinni być zadowoleni i produktywni, podczas gdy nie są do tego zdolni?
Dlatego właśnie powinniśmy na nowo przemyśleć swój stosunek do depresji. To jednak wiąże się z fundamentalną przemianą światopoglądu. Dopuszczeniem do świadomości tragedii wpisanej w ludzkie życie. Odrzuceniem modelu, w którym po Piątku zawsze następuje Niedziela. Bo przecież - wiemy to doskonale - bardzo często nie następuje ona nigdy. W istocie, powiada Hillman, to raczej próby wyrwania się z depresji, odsunięcia od siebie głębokiego doświadczenia tragedii życia, jakie niesie ona ze sobą, stanowią prawdziwe zagrożenie. Skutkują bowiem jednostronną, psychopatyczną, maniakalną postawą, która odżegnuje się od każdej formy słabości, koncentrując się przy tym na sile i dążeniu do perfekcji. "W depresji wstępujemy w głębię, w głębi zaś odnajdujemy duszę. Depresja jest kluczowym doświadczeniem tragicznego wymiaru życia. Przynosi ucieczkę, ograniczenie, skupienie, powagę, ciężar i upokarzającą niemoc. Przypomina o śmierci. Prawdziwa rewolucja zaczyna się tylko w kimś, kto jest gotów uczciwie przeżywać swoją depresję. Nie chodzi ani o wyrywanie się z niej - pozostawia nas to bowiem w zamkniętym kręgu nadziei i rozpaczy; ani o przecziekiwanie, aż przejdzie - chodzi o odkrywanie świadomości i głębi, których depresja się domaga. Tak zaczyna się rewolucja w imię duszy" [ibidem, s. 98-99].


***

Obficie cytowałem w tym rozdziale Re-Visioning Psychology. Warto dodać, że to dzieło - będące rozbudowanym zapisem prestiżowych Terry Lectures, które Hillman dawał w 1973 roku na Uniwersytecie Yale - nigdy by nie powstało, gdyby nie poważne załamanie nerwowe i depresja jego autora. Pamiętajmy jednak, że pisanie nie było w jego przypadku formą "radzenia sobie" z melancholią albo sposobem jej "przewalczenia". Wręcz przeciwnie - było próbą głębokiego wniknięcia w strukturę i sens tego doświadczenia. Rozpoznania: czym ono jest, na ile jego kształt determinują idee dominujące we współczesnej kulturze oraz jak i gdzie można szukać innych sposobów postrzegania i przezywania go.

"Zrozumiałem wtedy - pisał mi wiele lat później Hillman w liście - że kluczowe w moim życiu było właśnie to, z czym wcześniej starałem się za wszelką cenę walczyć: lęk przed ludźmi, epizody całkowitej bezradności, braku siły i rozpaczy oraz nieustanne ataki hipochondrii".



\>>>/
wot i kaniEc
Bardzo
Długiej
Cytaty
z książki
Tomasza
Stawiszyńskiego
"Potyczki z Freudem"
ed by carta blanca
AD 2013
/<<<\ 

-------------------------------------------------

A teraz ja
[ja iza]
[ja iza z loczkami]
[iza z loczkami bez loczków],
ciekawsko spytam panów,
[czyli pana, panie Hillman],
[i pana, panie Stawiszyński]:

czym jest to cudowne Zrozumienie,
o którym piszesz Pan jeden do drugiego
w ostatnim akapicie długiej cytaty?

W sensie: czym innym niż - Zmartwychwstaniem

?

}





Czy
nirvana,
rebirthing 
Zmartwychwstanie
to wszystko
jedno
?







kliku-klik







!

czwartek, 28 marca 2013

koci skok

>>>>>>>>
ponieważ cudzysłowy będą mi potrzebne, 
a niekursywy nie umiem wymusić na bloggerze, 
to uprzedzam analogowo: nastąpi długi cytat. 
alias cytata, jak mawiała prof. Świderkówna.
w odcinkach. 
<<<<<

>>>>>>>>>>>
proszę Państwa, oto miś:
<<<<<<<<<<<<<<<



Psychologia głębi - ten specyficzny mariaż filozofii i psychologii, którego ojcem założycielem jest Zygmunt Freud, mariaż powstały nie w uczelnianych laboratoriach, ale w gabinetach, w bezpośredniej konfrontacji z cierpiącymi pacjentami - "rozpoczyna się" od symptomu. Doświadczenia czegoś niezrozumiałego, rozbijającego płynny nurt dobrze rozpoznanej i oswojonej rzeczywistości.

"Mały Hans", dziecko grzeczne i rezolutne, niesprawiające do tej pory żadnych poważnych kłopotów, przeciętny pięciolatek, lubiący charakterystyczne dla przeciętnych pięciolatków gry i zabawy, nagle zaczyna przejawiać paniczny lęk przed końmi.

Porządny, dobrze sytuowany szwajcarski bankier prowadzący wzorowy mieszczański żywot - to akurat przypadek z praktyki Junga, opisywany między innymi we "Wspomnieniach, snach, myślach" - śni któregoś dnia o niedorozwiniętym, umazanym fekaliami dziecku uwięzionym w piwnicy jakiegoś ogromnego budynku. A chwilę później - już bynajmniej nie we śnie - przeżywa dewastujące załamanie nerwowe, które przechodzi w całkowitą dezintegrację osobowości.

Wiliam Styron, jeden z największych pisarzy amerykańskich, autor między innymi powieści "Na pastwę płomieni" czy "Wybór Zofii", do tej pory cieszący się doskonałym zdrowiem, wyjeżdża w październiku 1985 roku do Paryża, żeby odebrać prestiżową nagrodę literacką Prix Mondial Cino del Duca, której laureatami byli między innymi Jorge Luis Borges i Aejo Carpentier. Po ceremonii nagrody zaczyna czuć głębokie przygnębienie i rozpacz. Z niejasnych nawet dla siebie powodów odmawia udziału w honorowym obiedzie wydanym na jego cześć, a spotkawszy się z ostrą reprymendą fundatorki nagrody Simone del Duca, wdowy po włoskim filantropie Cino del Duca, odpowiada, że jest ciężko chory. "Żyjąc wiele lat we względnej równowadze zdrowotnej - pisze o tym wydarzeniu Styron w przejmującej autobiograficznej książce "Ciemność widoma" - oraz w naiwnym optymistycznym przekonaniu o mojej niezmiennie dobrej kondycji psychicznej, nigdy bym nie przypuścił, że z moich ust wyjdą kiedykolwiek słowa, które mi się teraz właśnie wyrwały; przebiegł mnie zimny dreszcz, kiedy usłyszałem, jak wypowiadam je do tej zupełnie obcej osoby. >>Jestem chory - powiedziałem - un probleme psychiatrique<<".

Gwiazdor filmowy, zawsze piękny i uśmiechnięty, ląduje na odwyku. I okazuje się, że od wielu lat za tą nieskazitelną fasadą kłębiły się demony uzależnienia od narkotyków, ciężkiej depresji, nieudanych związków, prób samobójczych.

Małżeństwo uchodzące za idealne nagle się rozpada. Ich prawdziwa historia, która stopniowo wychodzi na wierzch, przypomina "Portret Doriana Graya" Oscara Wilde'a. Na zewnątrz, w sferze codziennego spektaklu odgrywanego przed bliskimi, a w jakimś stopniu także przed sobą, byli doskonale dobraną parą. Wewnątrz czaiły się nienawiść, niespełnienie, zawiedzione oczekiwania, poczucie zmarnowanego życia, przemoc psychiczna i fizyczna, topienie frustracji w alkoholu.

Ty i ja - chodzący do pracy, pielęgnujący swoje społeczne role i wizerunki, dbający o relacje z przyjaciółmi. W pewnym momencie w twoim i w moim życiu - znasz to na pewno, jestem o tym przekonany - pojawia się jakaś początkowo lewie widoczna szczelina. Na przykład bezsenność. Albo nieokreślony niepokój, eskalujący niekiedy w bezwzględnym ataku paniki - zwłaszcza nocą, kiedy paroksyzm jakiegoś sennego majaku wybudza nas o trzeciej nad ranem, wszystko jest ciemne i pogrążone w letargu, a tylko tobie i mnie łomocze serce, tylko ty i ja nie śpimy, bo coś nie pozwala nam wrócić w bezpieczne objęcia błogiej nieświadomości.

Ty i ja myślimy: ku czemu to wszystko zmierza? Dlaczego zmierza ku śmierci? Dlaczego cała ta pozornie stabilna instalacja, w której rozgrywamy nasze pragnienia, marzenia i aspiracje, pewnego dnia zostanie rozniesiona w proch?





















>>>>>>>>>>>>>>
n'hesitez pas a lire la suite
<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<











/.

wtorek, 26 marca 2013

tak sobie myślę

że dziura w morzu to straszna komplikacja w przyrodzie. pewnie dlatego zwykle się - nie rozstępuje. i ze zmartwychwstaniem podobnie. z każdym kolejnym rokiem i każdym kolejnym świętem coraz więcej rozumiem i coraz mniej mam do powiedzenia. a może na odwrót, albo jeszcze inaczej, kto wie, tak czy siak, cisza przeszywa powietrze i na bólu brzucha się kończy, coś jest na rzeczy z rozumieniem i niemożnością ekspresji. wesołych świąt po raz pierwszy i udanego triduum.


środa, 20 marca 2013

krem na zmarszczki

Już widziało się, słyszało
przeczuwało, dotykało
lecz nam było ciągle mało
zamiast westchnąć czy powiedzieć
nam się chciało, chciało wiedzieć
nam się chciało
wiedzieć


Wiem - słowo jak krem
krem na zmarszczki w mojej głowie
coś na trzepotanie powiek
wiem - dobrze wiem
wiem - drogi nasz tlen
na podwodność naszych wrażeń
stratosferę naszych marzeń
wiem - dobrze wiem, słodkie wiem


















Dobrze, dobrze wiem - mówiłem
aż zjawiło się niemiło
tak jak obiad po musztardzie
obok mego kochanego
kocham kocham kocham kocham
inne słowo - bardziej

Jestem pyłkiem, wiem - mówiłem
na tej wiedzy jak na miedzy
przesiedziałem długie lata
aż przypadkiem dowiedziałem się
że owszem - jestem pyłkiem
ale na wyjściowej marynarce świata

wiem - słowo jak krem ...

Już widziało się, słyszało
przeczuwało, dotykało
przeczuwało, dotykało ...






























>>>
MAKE 
YOUR OWN
THINKING CAP
>>>


.

piątek, 15 marca 2013

dowody na istnienie

Na zajęciach o wariatach pan pokazywał obrazy. Jidysze cajt pozbawiło mnie przyjemności obcowania z pierwszymi, szczęśliwie załapałam się na dwa ostatnie: "Melancholię" Malczewskiego oraz nieznane mi wcześniej wątki żyrafio-słoniowe.

O "Melancholii", która na świeżo zapachniała mi uchem od kartofla, pomyślałam melancholijnie, że pamiętam ją ze szkoły, nie pamiętam tylko z której. Z podręcznika jakiegoś. W sensie do historii. Omawiana w podstawówce? Omawiana w liceum? Na historii? Na polskim? A może - wycięta z podręcznika do podstawówki w czasie maratonu na potrzeby zdawania z historii ludzi? Nie wiem, styki nie działają. Za to wiem co innego: patrzeć na ten obraz przed i po doświadczeniu depresji - to - - - to nie jest to samo. Dreszcz metafizyczny, napisać by się chciało, z subtelnym zastrzeżeniem, że tak samo on μετα, jak była τα φυσικα.

Na Dalego patrzę z rozdziawioną gębą. Jak często. Grupa kłóci się, czy morda w rogu jest z obrazu, czy może ktoś ją dokleił. Mnie najbardziej uwiera samolot i jakaś taka ogólna pomilitarna groza. Pytam. Pan wyjaśnia, że motyw typowy jak żyrafa. Dziwne, myślę sobie, jakoś nie zapamiętałam samolotów i pocisków. Ale masz album w domu, sieroto, przejrzysz go sobie i się dokształcisz, w miarę możliwości nie psuj panu zajęć.


-----------------------------
i gdzie tu dowód na istnienie, zapytasz, czytelniku
a ja ci odpowiem לכל זמן ועת לכל חפץ תחת השמים
----------------------------------------------

W trzynaście godzin później, gdzieś w okolicach czwartej nad ranem, z braku lepszego zajęcia czajnik świruje na gazie, a iza buszująca w nocy węszy, co by tu. Wzrok mętny padł na karton, co to od czasów poremoncia cierpliwie stoi na środku kuchni i czeka, aż zawartość łaskawie przetupta do biblioteki.

"jeśli już i tak się tłukę to może by tak wreszcie..."
"może lepiej napisz te raporty, co czekają od grudnia, dziewczyno bez loków"
"karton czeka od sierpnia powinien mieć pierwszeństwo"
"z tamtego będzie kasa"
"z tego porządek, też wymierny profit"
"raporty są w twoim interesie"
"porządek w chałupie też"
"wywalą cię z roboty"
"chowanie książek jest fajniejsze"
"brakuje ci na życie i lubisz tę pracę że przypomnę idiotko"
"ten karton mnie wkurza i potykam się o niego"
"tym niemniej argument finansowy ma inną przewagę"
"dobra widzę konflikt chwilowo oderwę się od niego włączę kompa zaleję herbę i podlawszy mózg salomon zdecyduje ja niewinnie roboczo obstawiam że wygra Wielki Prokrastynator a nuż się pomylę"

Włączyłam.
Zalałam.
Wzrok padł na karton.
Na wierzchu leżał album.
W czerwonej okładce.
Album czyj?
No wiec nie, nie Malczewskiego, nie trafili państwo. 


Uśmiechnęłam się serdecznie do pana z cygarem:
"dobra, w takim razie poszukam tych samolotów, będzie z głowy" 
"trochę się przykurzył może by go wytrzeć"
"teraz nie masz sprzątać tylko szukać samolotów azymut się zmienił"
"czy one nie mogłyby być bardziej stabilne te azymuty"
"widać nie mogą taki feler"
"o rany ale to waży"
"sztuka czy zmienność losu"
"wash and go"
"to może z herbą i sztuką na kanapę będzie wygodniej"
"swoją drogą płonąca żyrafa jako lek na bezsenność zakrawa na perwersję"
"ciekawe czy tam naprawdę są te samoloty"
"i na czym się otworzy, też ciekawe"

Pan z cygarem uśmiechnął się do mnie:


















W prawym górnym rogu zęby wyszczerzyły cztery cyferki: 1945. O. To wiele tłumaczy. Jeszcze raz czytam tytuł: "Idylla atomowa i uraniczno-melancholijna". Z zajęć zapamiętałam "Atomic melancholy", nie wiem, kto był wybiórczy: pan czy moja pamięć. Heh, czyżby prorokini we własnym kraju słusznie przewidziała, że zgłębienie kwestii niepokojącego ją samolotu zepsułoby tok wykładu? Alias im bardziej patrzę na ten obraz, tym bardziej opozycja endogenne : reaktywne nie przestaje mnie śmieszyć. Tak śmieszyć, jak przerażać i tak przerażać, jak śmieszyć. Swoją drogą, może to o to chodziło Dalemu? 


----------------------
no więc nie. to nie był dowód na istnienie Freuda. 
to był dowód na istnienie SENSU. 

αμην αμην λεγω υμινpotykanie się przez minione pół roku o stojący na środku kuchni nie rozpakowany karton z książkami miało swój głęboki sens, ukryty τέλος. ha! 


/
a
logika
nakazuje
wnioskować
że  
jak 
mnie 
wywalą 
z roboty, 
to 
pewnie 
też 
w tym 
jakiś 
telos 
znajdę
oby
oby














.
choć
właściwie
mogliby
nie



























/.

niedziela, 24 lutego 2013

można.

"z dwojga złego wolę to trzecie" napisała moja idolka w komentarzu pod poprzednim postem. a ja mam codziennie światowy dzień kota, odpowiem jej na to, trawestując to i owo, dziś, czyli dla odmiany w dniu imienin Bogurada, Borzygniewa i Wieledroga. Pana Gniewa arbitralnie łączę z Dioklecjanem, Rada z Fryderykiem, co do Droga to już sama nie wiem, ale trochę pachnie Urbs.

sobota, 23 lutego 2013

nacytaty

„‎Naście dni temu matka Joanna do miljonów: "dziś światowy dzień walki z rakiem // a w dupie z tym świętem, że tak powiem // ja mam codziennie światowy dzień walki z rakiem // nie ma co świętować // błe". Repertuar rzeczą zmienną, ctrl+c, ctrl+v, cudzysłów, idę walczyć z panem ל''ו i סדר פון דער מלוכה אין ענגלאנד, pt friends prosząc jednocześnie o świąteczne powalczenie z moją depresją.



i nie czytajcie za dużo tych pierdół w gazetach.”

***
 
(był to okazjonalny autocytat
z zeszłorocznej księgi ryjów
pomiędzy górę i dół matrioszki
wkradł się underwater dog

zaś pięćgruszek wbarszcz
serwuje Victoria Briard
mogłaby sobie zrobić www)

 

bo tego roku 
zima też jest siwa







.

piątek, 22 lutego 2013

miał być

Miał być lepszy od zeszłych nasz XX wiek.
Już tego dowieść nie zdąży,
lata ma policzone,
krok chwiejny,
oddech krótki.

Już zbyt wiele się stało,
co się stać nie miało,
a to, co miało nadejść,
nie nadeszło.

Miało się mieć ku wiośnie
i szczęściu, między innymi.

Strach miał opuścić góry i doliny.
Prawda szybciej od kłamstwa
miała dobiegać do celu.

Miało się kilka nieszczęść
nie przydarzyć już,
na przykład wojna
i głód, i tak dalej.

W poważaniu być miała
bezbronność bezbronnych,
ufność i tym podobne.

Kto chciał cieszyć się światem,
ten staje przed zadaniem
nie do wykonania.

Głupota nie jest śmieszna.
Mądrość nie jest wesoła.

Nadzieja
to już nie jest ta młoda dziewczyna
et cetera, niestety.

Bóg miał nareszcie uwierzyć w człowieka
dobrego i silnego,
ale dobry i silny
to ciągle jeszcze dwóch ludzi.

Jak żyć - spytał mnie w liście ktoś,
kogo ja zamierzałam spytać
o to samo.

Znowu i tak jak zawsze,
co widać poniżej,
nie ma pytań pilniejszych
od pytań naiwnych.

(noblistkę przestukałosię w odpowiedzi na wiadro, którym potraktowana zostałam na pewnym forum. trochę się podłożyłam, a trochę nie, jak zwykle dużo nauczyłam: o tyle iza mądrzejsza, o ile poraniona i tak już będzie do końca świata i o jeden dzień dłużej bowiem dobry i silny to ciągle jeszcze dwóch ludzi. tym niemniej dzięki temu odgrzałam sobie kotleta z ziarnkiem piasku i mamy ruch na blogu, miał rację Józek z Łopusznej, że nie ma zła bez dobra)


http://www.szymborska.org.pl/getObrazek.php?src=grafika/galerie/1352806017_75638506_1.jpg&w=500&bc=1  


czwartek, 14 lutego 2013

sobota, 9 lutego 2013

et sur cette pierre

Twarzoksiążka o poranku splunęła obrazkiem:
























 Paczę na niego i przypomina mi się taki jeden wiersz.
Dla budowlańców. Wyssany z mlekiem matki,
wespół w zespół z opowieścią o Psujaczce.
Wuj Leopold od jesiennych dżdżów:


***

Budowałem na piasku
i zwaliło się.

Budowałem na skale
i zwaliło się.

Teraz budując zacznę
od dymu z komina.




---------------------------
Któregoś dnia Piotr zapytał czytelników chustki, które słowa Asi nadawałyby się na cytaty. Pierwsze, co mi przyszło do głowy, to "jutro znowu do szkoły na ósmą w nocy", a drugie - "bla bla bla". W trzeciej kolejności pomyślałam o Viledzie i jej kołysance. Tak, sposób/manierę linkowania [wszak maniere to sposób, nie? anse niuanse flore] też podkupiłam od Asi. Nie wiem, jak się zaznacza ten rodzaj cytatu, ale lubię go i dopóki mi się nie znudzi, to zaniewygodyprzepraszasię. 
---------------



Wracając do dżdżystych baranów, kolejny Staff, od tej samej osobistej rodzicielki w nastoletnich latach wzięty i na długie lata przyszpilony do komódki koło łóżka, leci tak:


Kochać i tracić, pragnąc i żałować,
Padać boleśnie i znów się podnosić,
Krzyczeć tęsknocie "precz!" i błagać "prowadź!"
Oto jest życie: nic, a jakże dosyć...

Zbiegać za jednym klejnotem pustynie,
Iść w toń za perłą o cudu urodzie,
Ażeby po nas zostały jedynie
Siady na piasku i kręgi na wodzie.


---------
bla bla bla
mili państwo,
bla bla bla
----------


-------
innymi słowy
------------------------
ostatnimi laty bardzo nie lubię tych wierszy.
ani jednego, ani drugiego.
ogólnie rzecz biorąc
tak się jakoś [endogennie? reaktywnie? no ciekawy zaiste to dylemat]
porobiło, że w.dupie.mam.perły.o.cudu.urodzie,
bo przykryły je gruzy pierwszego życia.
i od dymu chyba też już zaczynałam.
co razem do kupy daje
bla bla bla
EOT.













* * *

or,
we wtorek
we wtorek w korku
w korku na wisłostradzie
po drodze do wariatkowa 
dopadł mnie ON.
lub raczej ONI.
trzech ich było. 
on jeden, ich trzech,
3 w 1, 1 w 3
znany motyw







-czy-gnój-jest-bardziej-skałą-czy-bardziej-piaskiem-w-sensie-kościelności?









 




(
alias
wszystko
jest 
Vileda
?
)








.

wtorek, 29 stycznia 2013

dekalog jana xxiii

"Tremens factus sum ego et timeo. To, co wiem o moim niedostatku i ograniczoności, jest wystarczającym powodem mojego zmieszania" - odpowiedział sieant Roncalli na wynik konklawe. Odgrzebawszy w jednym z miljona plików w katalogu pt "duperele" (dokładniej mówiąc podkatalogu "duperele 2008") ślady sformułowanego przezeń dekalogu, a następnie zaopatrzywszy się u wujka G w pełną wersję, mam ochotę pożyczyć od sierżanta te poręczne słowa żeby jakoś wybrnąć z konfuzji.


Zatem:

Tylko dzisiaj postaram się wyłącznie żyć dniem dzisiejszym, nie chcąc rozwiązywać za jednym zamachem wszystkich problemów mego życia.
------------------------------------
Tylko dzisiaj maksymalnie zatroszczę się o moją postawę: być uprzejmym, nikogo nie krytykować, ani tego nie pragnąć, nie uczyć karności nikogo poza samym sobą.
-----------------------------------------------------------
Tylko dzisiaj będę szczęśliwy w przekonaniu, że zostałem stworzony, aby być szczęśliwym i to nie tylko w przyszłym świecie, ale również teraz.
-------------------------------------
Tylko dzisiaj przystosuję się do okoliczności i nie będę domagał się by to one przystosowały się do moich planów.

--------------------------------------------------
Tylko dzisiaj przeznaczę przynajmniej dziesięć minut na dobrą lekturę, pamiętając, że jak pokarm potrzebny jest do życia ciała, tak dobra lektura potrzebna jest do życia duszy.
---------------------------------------------------------------------------
Tylko dzisiaj uczynię coś dobrego i nikomu o tym nie powiem.
------------------------------------------------------------------------------------
Tylko dzisiaj uczynię przynajmniej jedną z tych rzeczy, których czynić nie lubię, a jeżeli moje zmysły czułyby się pokrzywdzone, postaram się, aby nikt się o tym nie dowiedział.
------------------------------------------------------------------------------------------
Tylko dzisiaj sporządzę szczegółowy plan dnia. Może nawet nie wypełnię go dokładnie, ale zredaguję. Będę się strzegł dwóch nieszczęść: pośpiechu i niezdecydowania.
--------------------------------------------------------------------------
Tylko dzisiaj będę wierzył niestrudzenie, nawet gdyby okoliczności mówiły co innego, że Opatrzność Boża opiekuje się mną tak, jakby nikogo innego na świecie nie było.
-------------------------------------------------------------------------------
Tylko dzisiaj nie będę się lękał. Szczególnie zaś nie ulęknę się radować pięknem i wierzyć w dobro.

--------------------------------------------------------------------------------------------------- 



Nie. Nie mogę powiedzieć żebym się do wytycznych stosowała w 100%. Jeśli zdarza mi się nie rozminąć z połową, to nieźle jest. I nawet nie mogę powiedzieć bym specjalnie żałowała tego, że nie trafiam w pozostałe 50-90%. Bym postanawiała poprawę. Chwilowo niczego nie postanawiam. Tym niemniej uczciwość nakazuje mi nie odmawiać logiki wnioskowi, że "tylko dzisiaj" jest ogólnie rzecz biorąc niezłym azymutem. A zgapione od cioci wiki "Tremens factus sum ego et timeo" uznajmy za - pieczątkę?


-----------29 I 2013 -------------Tylko dzisiaj postaram się wyłącznie żyć dniem dzisiejszym, nie chcąc rozwiązywać za jednym zamachem wszystkich problemów mego życia. ------------------------------------Tylko dzisiaj przystosuję się do okoliczności i nie będę domagała się by to one przystosowały się do moich planów. ----------------- Tylko dzisiaj przeznaczę przynajmniej dziesięć minut na dobrą lekturę, pamiętając, że jak pokarm potrzebny jest do życia ciała, tak dobra lektura potrzebna jest do życia duszy.------basta, mówię, 3 to dobra liczba------ciekawe co na to powie moja kontrsugestywność -------------------------------------- czegokolwiek by nie wymyśliła, uprzedzam lojalnie: "To, co wiem o moim niedostatku i ograniczoności, jest wystarczającym powodem mojego zmieszania". 



AMEN.


















(
A
ty 
co 
sobie
z
koszyczka
Anioła 
Józka 
wybierzesz
,
mon
semblable
,
mon 
frère
?
)












AMEN
AMEN
AMEN 

.

niedziela, 27 stycznia 2013

dolor ante lucem


I
Wysoko, w mroku nocy giną domów dachy,
A tam w oknie milczącym blade światło błyska,
Ponure ciemne schody i cienie jak strachy,
Te cienie niedostępne, znajome z nazwiska.

Gwar wzmógł się na ulicy. Tłum płynie bez celu.
We drzwiach zadrgało światło. Ktoś klamkę porusza.
Milczący, czekam ciebie, biedny przyjacielu,
O! Ostatnia tęsknoto mej wieczornej duszy.


II
Dolor ante lucem

Co wieczór, skoro tylko złote gasną zorze,
Żegnam życie i cały żądzą śmierci gorzę,
I znów zaledwie chłodny poranek zaświata,
Życie tak mnie dręczące na nowo mnie wita.

Żegnam dobre me czucia, żegnam się ze złemi,
Czuję rozkosz i rozpacz odejścia z tej ziemi,
Aż znów przychodzi ranek w życie mnie pogrążyć,
Bym znów mógł zło przeklinać, znów ku dobru dążyć.

O Boże! pełen mocy i pełen potęgi,
Czy to wszystkich praw twoich przepisały księgi,
Czy wszyscy, mając pełne snów i rojeń dusze,
Tak muszą iść ku tobie - jako ja iść muszę?

(A. Błok
w przekładzie Lechonia  




///// ww panowie wyleźli na mnie z kwartalnika "Życie duchowe", numeru z jesieni 2008, nie wiem po co, obawiam się, że próbują mi udowodnić, że jednak mam tego cennego numeru NIE wyrzucać. Razem z panami wylazł król Midas, staruszek o wielu twarzach, bardzo zabawne, bo w otoczeniu króla występuje bogato odmieniany przez przypadki niejaki pan Spier, co w dziennikarskiej manierze pozbawiania ludzi imion daje, hihi, no Prawie_Małą_Mi daje ;-) A ja tak sobie zapytuję mrucząc pod nosem, że jak już toto wszystko wypełzło, to nie mogłabym chociaż na tym samym talerzu dostać pana Błoka w wersji sprzed wieży babel? tak choćby - choćby tytułów, pierwszych linijek, czegokolwiek? bo moje paluszki w cyrylicy niesprawnie tuptają, i chciałabym, i niechcesmisięszukać, i nieszczęśliwam, ale jedną nóżkę bardziej leniwam, więc marudzę nudzę udzę. ogólnie na razie przeprawiłam lechoniowi tylko jedną kropkę na znak zapytania, no tę na końcu, bo przecież bez sensu kropka. Znak zapytania też nie najlepszy, ale z dwojga złego wolę go. o-o!



dzisiejszej notce patronuje znakomite trio




przy współudziale




).





piątek, 25 stycznia 2013

gdy będzie mała

Garść wspomnień zza mgły: 13 wiosen, siódma klasa, Pałac Młodzieży, galeryjka, zajęcia z rysunku i grafiki u pana Pawła Pośrednika. Sznur czarnych bursztynów na szyi oraz tomik Kofty pod pachą. Nie wiem co mnie łączy jeszcze z tamtą izą, fryzurę miała totalnie beznadziejną bo jeszcze wtedy próbowała się codziennie czesać. Ale jeśli coś, to może właśnie - wiersz miłosny, w którym zakochała się podlotkiem będąc?  


***

Tyle lat jesteśmy razem, miła, wybacz
Ale wszystko tak jak trzeba chyba nie jest
Czy musimy się codziennie przekonywać
Że ty dla mnie, a dla ciebie ja istnieję?

Przecież nie znam żadnej innej poza tobą
I znać nie chcę, Tyś jest wieczna i jedyna!
Naszym sercom zagroziła tak jak słowom
Niedokrwistość, zniechęcenie i rutyna.

To normalne, że chcesz mieć nareszcie spokój,
A na wiosnę grządki zasiać i zagrabić,
Ale wiesz - istnieją różne pory roku,
A tak życia, jak tapczana nie ustawisz.

Kiedy niebo nad głowami ciąży chmurnie
Twoje oczy wciąż mnie śledzą niespokojnie.
Ja dla ciebie chyba zawsze byłem durniem,
Co nic nie wie, nic nie czuje, nic nie pojmie.

Nie ma takiej gorzkiej prawdy, moja miła
Która dla mnie byłaby nie do zniesienia
Jeśli jaka rzecz nam serce podzieliła
To naiwne i tchórzliwe przemilczenia.

Póki czas lepiej otwarcie ze mną pomów
Zanim w złości lepszy numer
Chyba prawo mam, by w moim 
Więcej mi patrzono w oczy, mniej na ręce.

Wiem na pewno, że ze sobą zostaniemy
Chociaż życie nam układa się nieprosto
Nie możemy rozstać się trzasnąwszy drzwiami
Moja droga, moja miła, moja - Polsko!


















 alias

Każda niech Polska będzie wielka:
Synom jej ducha czy jej ciała
Daj wielkość serc, gdy będzie wielka,
I wielkość serc, gdy będzie mała.  









(...ale to już było
i powróci więcej...

bo // dla czułego przesądu //
my country is 
my home
tjaaa)








no a tak ogólnie to ja tu trochę pitu pitu
zazie ładniej napisała. i sypnęła mopsami.
biegnij podziwić mopsy, czytelniku. 



.

niedziela, 20 stycznia 2013

ciężar Boga

zainspirowana szklaną ku
przypominam Lyteraturę

albowiem Lytera
tura do złudzenia
przypomina
małeconieco

na zielonej łące raz dwa trzy
pasły się zające raz dwa trzy
a to była (n)ta zwrotka
teraz będzie (n+1)ta zwrotka

ojojoj pomocy rytm mi się zgubił
takie właśnie są zające
na biegunach
i na łące



miserere nobis
enter

czwartek, 17 stycznia 2013

zima

huhuha
zimazua





























************Co kryje się w milczeniu,
które jest ostatnią wiedzą o tym, że koniec jest bliski?
Wszystko, co powiedziano o tej chwili, milczenie odrzuca.
Nikt nie ma wstępu do tego milczenia.



(Julia Hartwig, Pieczęć)











אמן

 

niedziela, 13 stycznia 2013

na oceanie

"Na oceanie, przyjacielu, wieje wiatr i pada deszcz. Najsilniejszy wiatr wieje na dziobie statku, odrzuca włosy do tyłu i szarpie luźne fałdy ubrania. Bure fale rozcięte ostrym dziobem, pozostają z tyłu rozpienione, złe. Przychodzę tu codziennie nie zważając na chłód, na deszcz, staję pod najwyższym masztem - patrzę. Znudzeni emigranci zapełniają okrętowe bary, wychylają szklanki kolorowych trunków, grają w karty. Opłacone przez nich leżaki stoją puste pod osłoną górnego pokładu, koce złożone w kostkę nasiąkają wilgocią i solą. Siedzę tu codziennie przez długie godziny, nasłuchuję krzyku ptaków. Wędrują śladem okrętu, ich mocne, białe skrzydła przejmują w siebie niespokojne rozkołysanie. Skrzydła ptaków są z hartowanej stali, a dzioby ze szczerego złota. Celne są dzioby ptaków poszukujących pożywienia dla niestrudzonych skrzydeł. Po co tak płyną w powietrzu, po co rozcinają dziobami granatową powierzchnię wody?

Pytałam ptaków, przyjacielu, wędrujących tropem okrętu, dążących na oślep do nowego brzegu. Krzyczały - ich krzyk był pełen bólu i pełen tęsknoty. I nasłuchując tego krzyku zrozumiałam, że tęsknota jest żywiołem, podobnie jak ziemia lub wiatr. To ona nakazała człowiekowi wydrążyć pnie drzew, spuścić je na wodę, to ona przyprawiła skrzydła okrętom. Po co wędrował człowiek z lądu na ląd poprzez złowrogą rozkołysaną wodę? Powiesz, że po chleb, po sukno, po korzenie i pachnące olejki? A ja ci powiem, że to nieprawda, że najpiękniejsza tkanina i najjaśniejszy metal nie sprawiły tego, co źdźbło uczucia napinającego skrzydła ptasie. Mewy na końcu drogi znajdą tylko urwisko skalne, takie samo jak to, które porzuciły. A jednak dla tych skał przemierzają oceany, dla nich niestrudzone dążą tropem okrętu, chwytając w otwarte skrzydła słońce i wiatr. A jeśli powiesz, przyjacielu, że mewom chodzi o odpadki, wyrzucane codziennie za burtę statku, i że ich wytrwały lot ma na celu jedynie zaspokojenie głodu, to ci odpowiem, że tęsknota jest najgorszym z głodów i że nie nakarmionym nieuchronnie przynosi śmierć. Czyżbyś już zapomniał, dlaczego przepłynęłam ocean dwa razy?" 


Kliknij i zobacz zdjęcie














sobota, 12 stycznia 2013

zimno

tęsknię za Asią.
.
b
a
r
d
z
o
.




























************

Co kryje się w milczeniu,
które jest ostatnią wiedzą o tym, że koniec jest bliski?
Wszystko, co powiedziano o tej chwili, milczenie odrzuca.
Nikt nie ma wstępu do tego milczenia.



(Julia Hartwig, Pieczęć)