środa, 12 lutego 2014

jubileusze


stuknęło niedawno pięć lat, jak blog na biegunach wisi sobie i smęci w wirtualu, w październiku stuknęło lat dziesięć, odkąd łykam psychoproszki w różnych konfiguracjach. bardzo dużo się w tym czasie we mnie i w moim życiu zmieniło, cały czas się zmienia. na początku próbowałam o tym mówić, pisać, z naiwną wiarą, że da się to doświadczenie opowiedzieć. ale się zorientowałam, że się nie da i w pewnym momencie przestałam kłapać dziobem. co jakiś czas łapię się na (głębokim) pragnieniu, żeby coś tu wystukać z metapoziomu, coś zamknąć, coś otworzyć, podsumować, sprostować, manifestnąć, nadać blogowi inny wymiar.

no.
ale.
nie.
mam.
siły.


ot, proza życia.

wiszą więc Breughle i Grochowiaki, brzdąkają Turnauy i Jacusie, a moje jubileuszowe podsumowania lądują tu i tam na wieczne nienapisanie. i tak już pewnie będzie do końca świata i o jeden dzień dłużej. smutno mi z tym. nie mogę się opędzić od Herberta, co to go kiedyś Asia udekorowała maupiarnią. była zima, jest zima, nihil novi sub sole. "porwane akordy / źle zestawione kolory i słowa / jazgot dysonans / języki chaosu............"

smutno i zimno.
zimno i smutno.




--------------------------------------
coraz częściej wydaje mi się, że cały ten bajzel, który w minionym dziesięcioleciu zagościł w mojej neurokosmicznożyciowej przestrzeni i rozhasał się po niej solidnie, pozwala mi regularnie, głęboko i konsekwentnie doświadczać jednej i tej samej sprawy: ekstremalnej samotności. jest to doświadczenie graniczne. i jestem nim bardzo zmęczona.
-------------------------------






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz