poniedziałek, 22 czerwca 2009

do snu

Zawsze zazdrościłam cierpiącym na bezsenność. Czego? No jak to. Tego, że mają więcej czasu. Do chwili, w której sama zakosztowałam tej przyjemności. I przekonałam się, że czas wprawdzie jest, ale wykorzystać go nijak się nie da, bo zapałki w oczach utrudniają jakąkolwiek aktywność. Kiedyś w Harendzie, na chwilę przed tym, jak ją zamknęliśmy, okazało się, że wszyscy siedzący przy stoliku (czyli ja, Józka, Alek, Adam i Miod - kogoś pominęłam?) czytali swego czasu Emancypantki. Lektura nieobowiązkowa. Z wyjątkiem chyba profesora - wszyscy oddawali się jej z powodu bezsenności. Ho ho, tak tak...

Najgorsze jest to, że rytm snu raz zaburzony wcale nie chce powrócić do stanu sprzed. Śpię po 20h na dobę albo po 2. Raz tak, raz tak. Jedno i drugie skutecznie dezorganizuje mi życie. Zarwanie nocy (spontaniczne, np. w Sylwestra) wyzwala bądź nasila manię. Za długie spanie (choćby upragnione) też niebezpieczne, bo czasem wyzwala doła. Ehh. Czuję się jak staruszka: proszki-śpioszki, o 23 do łóżeczka i o 8 do pionu. Tak w każdym razie powinnam, żeby zminimalizować bujanie. Staram się, przynajmniej nie chodzić spać po północy się staram. Ktoś musi spać, żeby imprezować mógł ktoś.

A z mojego niespania Szczeż korzysta, bo jeśli pali się światło, to przecież można zawisnąć zębami na klatce, a wymusiwszy jej otworzenie skakać po żonie śpiącej na kanapie. Ja zdegustowana staram się zapałki w oczach utrzymać i przeczytać co nieco do środowych zawodów. Na przykład takie co nieco:

Jakąż to zbrodnię spełniłAm, o najcichszy, boski
Młodzieńcze, Śnie, że ja jednA na zawsze mam być pozbawionA
Twych darów? Śpią wszystkie zwierzęta na polach, w lasach. Śpią ptaki.
Grzbiety gór pochylone zamarły. A nawet srogie
Rzeki już tak nie łomoczą. Opadły fale upiorne,
Uspokoiły się morza, cicho przywarły do brzegów.
A nad moją głową bezsenną już siedem razy
Wschodziła Luna i siedem razy zapalał się blask
Znad gór dalekich, znad wysp. I nigdy, nigdy Jutrzenka
Skargi mej nie wysłucha, nie dotknie mnie chłodną różdżką!
Jakże podołam? Nie jestem jak owa bestia stuoka,
Co w swej chytrości umiała i czuwać i spać, otwierając
Jedne ślepia, zwierając drugie.
[PHI, SZCZEŻ MA tylko 2 OCZU, A TEŻ TO POTRAFI!]
O boski Śnie! Jeśli teraz
Jakiś chłopiec szczęśliwy, trzymając w ramionach dziewczynę,
Odpędza cię, to go rzuć - i do mnie przyjdź! Ja nie proszę,
Abyś mi oczy otulił całym swych skrzydeł cieniem -
Nie, to dla ludzi szczęśliwszych. Tylko koniuszkiem różdżki
Muśnij mnie albo przebiegnij nade mną powiewem - wystarczy!

Lubię Kubiaka. uwielbiam Kubiaka. I nic mnie nie obchodzi fakt, że w oczach filologów klasycznych stanowi to dowód mych niewybrednych gustów i jest powodem do patrzenia na mnie z góry. Mała jestem, więc i tak większość populacji na mnie z góry patrzy. A jak ktoś chce mnieć tłumaczenia wierne kosztem piękna, to niech się nauczy języka oryginału, a nie pomstuje na tłumacza. Kubiak jest the best. Dixi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz