wtorek, 1 września 2009

ostatnia wojna

Kiedy byłam podlotkiem i zaczytywałam się w poezji, tak jakoś w piątej-szóstej klasie, moja mama pokazała mi Broniewskiego. Broniewskiego-liryka, Broniewskiego-kochanka, przyjaciela, Broniewskiego-ojca w żałobie. Sama odkryłam Broniewskiego- szczerze wierzącego w lepsze jutro komunistę i mimo "błędów i wypaczeń" nie skreśliłam go z mapy poezji z powodu tej żarliwej, naiwnej wiary. W tym roku więc, kiedy obchodzimy okrągłe rocznice wydarzeń wszelakich (bo my, Polacy, lubim pomniki), we wrześniu 60 lat po wrześniu, w tym wrześniu w naszej części globu tym razem bezkrwawym - czytam jeden z jego poematów. Zajrzałam doń dopiero teraz, sięgnąwszy na półkę po mocno przykurzony, nie otwierany od czasów nastoletnich pożółkły tomik. Chciałam przypomnieć sobie pieśń o Wiśle. A otworzyło mi się na innym.

Ostatnia wojna


I

Dosyć!

Skończcie już raz z tem!

Przestańcie krzyczeć: "Sława!"

Patrzcie:
armia przeciąga miastem,
ta, która biła się za was.
Dziwicie się?

Potraciliście głowy?
I nikt właściwie nie wie:
czy wojna się zacznie znowu,

czy tylko urządzą rewię?

- My bardzo kochamy żołnierzy,
my im rzucamy kwiaty,

a zresztą... państwo im płaci.
Ale tu - któż by uwierzył,
że ci, w cuchnących szmatach,
to nasi ojcowie i bracia?

Zakopano ich

setkami
we wspólnych dołach,
opłakano

i było już dobrze...

Po co przyszli?
Kto ich zawołał?
I kto im wyprawi pogrzeb?

Szli
ulicami,
batalion przy batalionie,

zgnili,
zbutwiali,

bez twarzy.
A
każdy
niósł jakąś czarną plamkę na skroni,
a każdy,

jak chorągiew,

niósł strzępy sczerniałych bandaży.
Zaleli place,
ogrody,

miejskie plantacje,

na ulicach rozbito biwaki...

...Tego samego dnia
z drabinek radiostacji
odleciały depesze jak ptaki:


"Do wszystkich!

Wstajemy z grobów!

Pomóżcie nam je otwierać!
My,
zabici z całego globu,
nie chcemy więcej umierać!"

Myślicie:
"Nie wstają zabici.
To sen,
męczący koszmar."

Nie!

Na placach,
na ulicach
mityng.
Jakiś żołnierz nieznany głos ma...


(c. d. n.)

I z tymi słowami w pamięci włączmy dziś telewizor, radio, kupmy gazetę. Posłuchamy prezydentów, kombatantów, rzucimy kwiaty, odśpiewamy hymny i posalutujemy na defiladzie, a może nawet weźmiemy udział w jakimś performance. A dzieci pójdą do szkoły, choć białe bluzki pewnie już niemodne. 60 lat temu... tfu, 70.................

3 komentarze:

  1. Bardzo lubię Broniewskiego bo to mimo czerwonego odurzenia świetny poeta i tragiczna postać. Jako dziecko znałam wiele jego wierszy na pamięć choć w pełni doceniłam je dopiero jako osoba mocno dorosła. I dziś, dzięki Twojemu wpisowi, sobie przypomniałam, że jako dziesięciolatka, może dwunastolatka - w każdym razie, kilkadziesiąt lat temu, recytowałam "Ulicę Miłą" nad grobem poety, dokąd zaprowadzili mnie rodzice :).

    OdpowiedzUsuń
  2. O tak tak, "ulica Miła"... ja też przechodziłam etap fascynacji tym wierszem i nie mogłam zrozumieć dlaczego panie z kółka teatralnego krzywiły się, gdy chciałam go wybrać na konkurs recytatorski... w ogóle one się krzywiły na większość moich propozycji, a ja za nic nie rozumiałam, że "Ulica Miła" w ustach dziesięciolatki brzmi co najmniej - groteskowo? Podobnie jak tuwimowa "Ewa", na którą się w końcu - to już chyba w wieku lat 12 - uparłam, i oczywiście konkursu nie wygrałam. Wygrała "Małpa w kąpieli" ;-)))

    Za to teraz mieszkam blisko Miłej i za każdym razem, gdy nią idę, myślę sobie, że podobno wcale nie jest miła - a nic już z tej jej niemiłości nie pozostało. A jak jestem nad Narwią, to za każdym razem pytam się jej "rzeko piękna / rzeko polska / rzeko mojego życia / dokąd płyniemy?", na boku puszczając oko do Wisły, coby się za uzurpację nie pogniewała. A i tak jakoś rzeka nie odpowiada, ani jedna, ani druga. No i tak.

    OdpowiedzUsuń
  3. No może miałam 11 lat ale nie więcej a poza tym od zawsze byłam freakiem, który wszystkie dziecięce lektury przerobił w wieku 4-5 lat, więc pięć lat później były już poważniejsze lektury ;).
    W weekend lub po burzy napiszę bardziej prywatnie. :)

    OdpowiedzUsuń