czwartek, 3 września 2009

...i następny...

bo to wciąż jeszcze nie koniec.

III

Idą żołnierze na zachód. Idą żołnierze na wschód.

W brzuch Europy, jak w bęben, tłucze karabin i but.


Idą zdobywać Warszawę, Paryż i Berlin, i Rzym.

W niebo ciskają pieśniami. W niebo bagnety i dym.

Idą, przechodzą, śpiewają: wielką ojczyzną jest świat -

ziemie i nieba, i morza - lata, miliony, ćmy lat.

Wieki przechodzą na przełaj. Wieki mijają jak próg.

Nie ma dla nieba litości: umarł, zabity już bóg.


Umarł, przebity pieśniami. Trupa zawloką na sąd.
Front w poprzek ziemi na niebo. Wszędzie na świecie jest front.

No więc 70 lat temu w dniu moich imienin zaczęła się drole de guerre. Długo nie rozumiałam, jak to możliwe, że Anglia i Francja nic sobie z niemieckiej agresji nie robiły i całe 3 dni im zajęło zauważenie, że na Polskę spadają bomby, że żołnierzyki nie są tym razem ołowiane, a karabiny nie z patyków.

Dotarło to do mnie w całej jaskrawości pewnego słonecznego, marcowego dnia w Rzymie. Parę tygodni wcześniej namówiłam tatę na bilety w promocji - na świecie napięcie, więc ceny spadały. Bilety kupiliśmy, w Iraku wojna wybuchła, a my w samolot wsiedliśmy, no bo w sumie - wojna była daleko, a bilety w kieszeni. Żona z nami nie wsiadła, ale nie z powodu wojny, a dziury w budżecie. No i cóż, w Rzymie były manify, tęczowe flagi w oknach z napisem "pace"; przyglądaliśmy się temu wszystkiemu w zasadzie tak samo jak starożytnym ruinom. Może to zły sen? Głupi amerykański wygłup? Może się jeszcze rozmyślą, na pewno się rozmyślą, przecież wojna jest bez sensu...

3 dni, które na lekcjach historii wydawały mi się wiecznością, drole de guerre, której absurdu nie rozumiałam, oraz to, że we wrześniu 39 i przez następnych pięć lat ludzie chodzili do szkoły, pracy, imprezowali i jeździli na wakacje - nagle stało się jasne, jak to było możliwe, i że możliwe było w zasadzie tylko to. W Rzymie na Campo di Fiori... Dotarło do mnie, że nieczuła planeta ludzi nawet z okazji wojny nie jest łaskawa się - choćby na 3 dni - zatrzymać. Smutne. I z karuzelą na placu Krasińskich jakoś trudno mi się pogodzić.

Broniewskiego odcinki jeszcze 2. Nastąpią. W sumie wojna medialny temat, a blog to, jakby nie patrzeć, jakieś medium.

11 komentarzy:

  1. Czy to nie Ryszard Matuszewski wspominał kiedyś w dwójce, że karuzela na placu Krasińskich bynajmniej nie funkcjonowała w czasie, gdy płonęło getto? I że to ponoć takie poetyckie nadużycie Miłosza?

    OdpowiedzUsuń
  2. Owszem, ale nie miał racji. Sprawa jest skomplikowana, a świadectwa częściowo sprzeczne, kiedyś się tym trochę interesowałam.

    Polecam tekst prof. Szaroty:
    http://niniwa2.cba.pl/szarota_karuzela_na_placu_krasinskich.html

    i wywiad z nim:
    http://miasta.gazeta.pl/warszawa/1,34889,6534257,Gdy_plonelo_getto_warszawiacy_sie_smiali_.html

    Karuzela była. Wszelako zgadzam się z prof. Szarotą, że nie należy wyciągac z tego uogólniających wniosków.
    mkw

    OdpowiedzUsuń
  3. A myślicie, że ma to jakieś znaczenie? To nie jest pytanie prowokacyjne.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale czy co ma znaczenie? Czy była czy jej nie było?

    OdpowiedzUsuń
  5. mhm. czy była w tym miejscu, tego dnia, a nawet czy - w ogóle. czy to coś zmienia. w klimontowie, w jedwabnem nie było karuzeli. a były stodoły i inne takie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Każda rzecz na tym świecie ma znaczenie, lub go nie ma, w zależności od tego, czy je jej nadamy i po co. Co do samej karuzeli, ponieważ jej temat padł, to zadałam pytanie, bo słuchałam akurat tej audycji w dwójce i zagadnienie mnie zafrapowało. Jednak nie dlatego, bym fakt bycia lub niebycia karuzeli uznawała za znaczący dla problemów tak zwanej "znieczulicy" (co najmniej!), która jest niezależna od karuzel i innych takich.

    OdpowiedzUsuń
  7. P.S. I wielkie dzięki za odpowiedź Anonimowego :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Anonimowy to byłam ja, MKW :-) Nie wiem czemu, ale czasem komentarze mi nie chcą wchodzić inaczej, niż z opcji "anonimowy".

    Ad meritum: no, z tą karuzelą to jest tak, że ona nabrała rangi symbolu. Więc akurat w tym przypadku uważam za zasadne dociekanie, czy to nie był wymysł Miłosza.

    Jeśli chodzi o zagadnienie bardziej ogólne - ja uważam (jako historyk, hehe), że wszystko ma znaczenie. Rzeczywistość składa się z całej masy szczegółów i szczególików i poszukując prawdy warto przynajmniej próbować zobaczyć całą tę mozaikę. A nie uogólnienia.

    I protestuję przeciwko wymienianiu Klimontowa jednym tchem z Jedwabnem. ;->

    OdpowiedzUsuń
  9. chodzi ci o to, że w Jedwabnem nie ma karuzeli na cmentarzu? ;-)))

    OdpowiedzUsuń
  10. Rozumiem, że pytanie ma charakter żartobliwy, ale odpowiem poważnie.

    Uważam, że zestawienie Jedwabnego z Klimontowem jest bardzo krzywdzące i jest mi przykro, kiedy ktoś obcy, np. JTB wymienia je jednym tchem, a jeszcze bardziej, kiedy robisz to Ty.

    OdpowiedzUsuń
  11. żartobliwy, żartobliwy, przecież było ;-) jak wół. ja też odpowiem poważnie, ale nie dziś.

    btw, kiedy mi odpowiesz poważnie w kwestii md? ;-))))

    OdpowiedzUsuń