- Kilometrów z Warszawy do Bodzanowa 90. Czas, w którym PKS Mława przebywa tę trasę: 2h. Minut spóźnienia PKSu Mława: 15. Bilet Warszawa-Bodzanów jedyne 19 PLN.
- Stworzonych naprędce powerpointowych performance'ów (nomenklatura obirkowa) 1. Plików .odt, z których na 2 dni przed performancem złe licho skasowało istotną zawartość w postaci konspektu zajęć 1. Godzin zajęć przewidzianych projektem 4. Bloków zajęć do przeprowadzenia 2.
- Języków żydowskich na mapie > 20.Użytkowników języka malajalam wg tejże mapy 30 000 000. Piosenek w języku judeo-malajalam 200. Komponentów leksykalnych w tymże języku: 3 (drawidyjski: malajalam+tamilski, sanskryt, hebrajski).
- Gimnazjalistów z Bodzanowa pragnących w sobotnie popołudnie uczyć się jidysz prawie 40. Nauczycieli chcących uczyć się razem z uczniami 3, w tym dyrektorów szkoły 1.
- Kompletów materiałów dla uczniów 30 (za mało!).
- Stodół, w których odbywały się zajęcia 1. Chmur na szabatowym niebie 0. Kiełbasek upieczonych na ognisku tyle, co gimnazjalistów + 1. Jednorazowych talerzyków do spożywania w/w kiełbasek po ich upieczeniu: 2 paczki (za mało! jak zjeść kiełbaskę bez talerzyka?!).
- Przywiezionych ze szkoły ekranów do rzutnika 0. Ekranów zaimprowizowanych 1 (potrzebne: prześcieradło, grabie, linka, świece). Świec w roli kołków, na których zawisł ekran 2.
- Odczytanych z sukcesem (okupionym większym bądź mniejszym bólem) sukcesem jidyszowych słówek 40. Przetranskrybowanych tytułów artykułów z Forwerts 1, zdań z Kubusia Puchatka 1. Zapisanych w jidysz uczniowskich imion 5.
- Zrealizowanych założeń ok. 30%. Iz prawie zabitych 1. Zdartych izowych gardzieli 1. Inne straty: płaszcz pozostawiony w podbodzanowskiej stodole (zrobiło się ciepło), zdematerializowana książka z Buwu. Nadziei na odzyskanie mienia: sporo. Czasu na regenerację przed drugą odsłoną: 2 tygodnie.
Inne wnioski: Bodzanów w sobotnie wiosenne popołudnie to całkiem urocze miejsce. Wyposażenie miejscowego gimnazjum przywodzi na myśl szkołę holenderską lub amerykańską raczej niż polską wieś (pozory mylą!): szafeczki dla uczniów i nauczycieli, bezprzewodowy internet na całym terenie szkoły, komputer z projektorem w każdej klasie... Dobre praktyki: w szkole obowiązuje zakaz przynoszenia i użytkowania wszelkich sprzętów elektronicznych z wyjątkiem komputera, czyli komórek, aparatów, mp3. Jeśli uczeń danego dnia musi mieć przy sobie komórkę, oddaje ją w depozyt przed lekcjami i odbiera po. Bodzanowscy gimnazjaliści w porównaniu ze znanymi mi warszawskimi to anioły, nie dzieci. Chociaż fenomen jedzenia pieczonych w ognisku kiełbasek na talerzykach jednorazowymi sztućcami mnie powalił.
Niniejszym debiutowałam w rolach nauczyciela jidysz, trenerki Ingaforu, pomysłowego Dobromira (ekran!) i poskramiaczki gimnazjalistów. I to wszystko w mej jednej skromnej osobie, ha! Gratulacje i wyrazy uznania tudzież ubolewania przyjmuję w każdych ilościach, drogą blogową, mailową, telefoniczną lub osobistą.
GRATULACJE dzielny Pisklaku!
OdpowiedzUsuńSzokuje mnie to, ze skoro szkola tak genialnie wyposazona to dlaczego szkolenie w szopie... chyba ze czegosnie pojelam. Twoj ukochany dyrektor Ingaforu we wlasnej osobie i postaci wirtualnej... nie gniewaj sie za brak polskich znakow ;) eh!ten hiszpaniski komp
No nie pojęłaś jednego istotnego szczegółu, ale może dlatego, że go nie napisałam? Bo to była taka szopa agroturystyczna, na dużym zielonym terenie przy eleganckim dworku, i grabie na których wieszaliśmy zaimprowizowany ekran były elementem jej wystroju, a nie narzędziem pracy jej właściciela. Był też w niej dociągnięty prąd, jak można wywnioskować z użytkowania rzutnika. Jednym słowem, szopa vel stodoła była atrakcją, podobnie jak wystrugane kijki do ogniska :)
OdpowiedzUsuńCo nie zmienia faktu, że atrakcja ta doskonale dekoncentrowała tę uroczą czterdziestoosobową gromadkę...
OdpowiedzUsuńBłyskotliwych notek: sztuk 1. :-) Podziwiamy, cieszymy się i czekamy na więcej M&W
OdpowiedzUsuńDrugą sztukę masz na blogu klimontowskim :)
OdpowiedzUsuń