niedziela, 12 kwietnia 2009

Postscriptum nie całkiem cenzuralne

Wiem, że będę za nią tęsknić. I to pewnie równie mocno, jak tęsknię za Mamą Szymona, najpierw tak zwyczajnie i po prostu, jak tęskni się za krajem lat dziecinnych, co to zawsze zostanie piękny i prosty jak pierwsze kochanie... A od półtora roku bardzo rozpaczliwie i pod wiatr. W tej bolesnej tęsknocie nie chce się ode mnie odczepić jedno cyniczne skojarzenie: imię Irena ma piękną etymologię. Pochodzi z greki, w której słowo eirene znaczy pokój. Czyżby oto życie przyniosło ilustrację zjawiska przez starożytnych określanego mianem tragicznej ironii?

To pytanie bez odpowiedzi powraca jak bumerang, podobnie jak nie chcą ulecieć z wiatrem smutek, żal, wściekłość i bunt. Wychodzi na to, że rację miał nieszczęsny pan Erickson z opowiadanej przez panią Marysię terapeutycznej historyjki: Witamy w świecie dorosłych... No i niestety nie pomyliła się też wszechwiedząca Mama Szymona, gdy niczym prorok we własnym gabinecie jesienią 2003 zawyrokowała: „zaplączemy się”. Zaprawdę, factum est. Mojej tęsknoty jednak mi nikt nie zabierze, panie Miltonie, pani Ireno. Choćby nie wiem jak dziecinną była. Będę sobie tęsknić i już.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz