czwartek, 9 kwietnia 2009

wielkoczwartkowe pożegnanie

9 kwietnia, w Wielki Czwartek, po pięciu i pół roku pożegnałam się z moją panią doktór. Kwiatki wręczone, książeczka z dedykacją takoż, a mi jakoś łyso, smutno, niepewnie i łezka kręci się w oku. Decyzja była dla mnie duża i trudna, złożyło się na nią wiele czynników i długo do niej dojrzewałam. Chyba nie będę tu pisać, dlaczego – jeszcze nie, a może w ogóle nie. Chcę za to napisać o tym, co od niej przez te lata dostałam – bo w przeciwieństwie do oceny „na gorąco”, z dzisiejszej perspektywy widzę to wyraźnie i jasno. I gdy to dostrzegam, to nie potrafię oprzeć się refleksji, że trafiając jesienią 2003 pod jej skrzydła wygrałam na loterii życia cholernie ważny los. Każdemu, komu z jakichś powodów przyszłoby się leczyć, życzę takiego jak ona lekarza.

Żeby zaś do bilansów nastroić się pozytywnie, zbierając odwagę postanowiłam najpierw nostalgicznie powspominać. A co! Łezka w oku kręci się nie bez powodu. Kto ciekaw, niech czyta, kto niekontent, niech cenzuruje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz