czwartek, 7 kwietnia 2011

korzenie matki tkwią w pramicie

W niedzielne popołudnie idę przez park i cieszę się wiosną. Na przeciwko mnie widzę znajomą twarz; piękna kobieta obchodzi klomb przed Pałacem Krasińskich i środkiem zalanego słońcem chodnika zmierza w moim kierunku, trzymając pod rękę starszą panią o kuli.

- Ej, Be!
- A czeeeeść!
- Będziesz w Powszechnym na swoich Utworach?
- Będę w piątek. A ty jakimś cudem dostałaś bilety????
- Cudem, rzekłaś.
- Bo wiesz, ja próbowałam kupić, ale za cholerę nie dało rady. Musiałam w końcu zadzwonić do dyrektora teatru i go poprosić, żeby mi dwie miejscówki skołował! - zeznaje autorka tekstu nominowanego do Nike, który w ciągu dwóch lat od tej nominacji doczekał się dwóch adaptacji scenicznych. Wow, myślę sobie. Pełna kultura!

Między niedzielą a czwartkiem o 18 dużo myślę o tej starszej pani: nie raz się zastanawiałam, jakie Meter ma oblicze. A dziś po 18 myślę sobie o nich obu, do kwadratu. Reżyser zastosował chwyt jak dla mnie mocno dyskusyjny. Nazwałabym go - faulem. W tekst Utfora-Potfora, tak intymny, że aż piszczy, wplótł jeszcze biografię autorki. Mocno wplótł: jej słowami, jej głosem. (Chciałam zlinkować wywiad z Dużego Formatu, 27.05.2009, mówi wujek FB z ciocią Wiki, ale go czarna dziura wessała - śmieje się dziadzio G. Page not found, jak ktoś finds, to niech links) Cały czas próbowałam wyobrazić sobie właścicielkę rudych loczków na tej widowni, gdy oglądała spektakl po raz pierwszy. Co i rusz brakowało mi tej wyobraźni. Gdzie jest granica, myślę sobie. Gdzie?

Dwie rzeczy były jednak genialne: Irena Jun i chór, chór i Irena Jun.Sama nie wiem, co lepsze, ale chyba jednak - chyba jednak to chór miał tę jedną nóżkę bardziej. Tym, co lubią brekekeks-koaks-koaks, a do teatru ze mną nie poszli, wklejam więc link jeden i drugi. W pierwszym gros zajmuje gadanina reżysera, w drugim po ostatniej minucie mamy jeszcze drugie dwie ukłonów. Brekekeksy trzeba sobie wyłowić.


A jeśli kogoś żaby zainspirują, TVP Kultura wyemituje je 12 kwietnia. Czyli we wtorek, o 21. Nędzny to substytut, ale zawsze jakiś. Zachęcam szczerze. 


* * *
Postscriptum o pokoleniach, co przychodzą i odchodzą

- Spotkałam dziś kudłatą. Ona jest taka śliczna! - zwierzam się mamie po raz enty.
- Zawsze była, powtarzam ci to cierpliwie, to co ma teraz nie być?
- No zawsze to zawsze. Wtedy miałyście po dwadzieścia lat, a ja się teraz zachwycam kobietą po sześćdziesiątce. To naprawdę śliczna musi być, żebym cię o tym każdorazowo informowała!
- Jakiej sześćdziesiątce, kochana?! Jakiej sześćdziesiątce??!?!!???!! - protestuje szczerze i nad wyraz energicznie moja Meter. Przecież ona jest ode mnie dwa lata młodsza, albo rok!!!
- Yyyyyyy... A...który-ty-przepraszam-mamusiu-jesteś-rocznik? - pytam cichutko, coby ustalić strategiczne fakty. Bo może coś mi przez 30 lat umknęło albo źle zapamiętałam.
- Yyyyyyy... - odpowiada Meter zakłopotana. Yyyyy. No. Hm. Ten tego. Chcesz powiedzieć, że... 19...48? Cholera jasna. Jak nie patrzę w lustro, to o tym zapominam.

I tego się trzymajmy.

Bo czy nie taka właśnie jest definicja młodości? 
W lustro patrz sobie do woli, Mamo, przecież również śliczna jesteś.
Wszystkie koleżanki mi zawsze zazdrościły, a i dziś nikt ci tej sześćdziesiątki nie da. 
A w dowód zaglądać - kto Ci każe?

14 komentarzy:

  1. No tak, Twoja Meter, potwiedzam, jest śliczna. I odkąd ją znam, daję temu wyraz, ale pierwszy bodaj raz w wirtualu, to się utrwali i nie zginie, nie wierzę tam w page not found, zawsze zostaje ślad :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. No to wykop mi ten wywiad, jak nie wierzysz :-) Czy Meter czyta komentarze to nie wiem, ale się przy okazji upewnię, coby komplementy w próżnię nie leciały...

    OdpowiedzUsuń
  3. całego to chyba rzeczywiście nie ma (tylko w płatnym archiwum). Tu jest duży kawałek:
    http://www.homiki.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=2364

    OdpowiedzUsuń
  4. A z tym wplataniem biografii nie chwytam - przecież autorka sama swoją intymność niejako upubliczniła? Czy nie?

    OdpowiedzUsuń
  5. Upubliczniła w trzech różnych miejscach przy trzech różnych okazjach, w dwóch (wywiad i barykady) dosłownie, w trzecim (utfór) metaforycznie, reżyser wplótł jedną i drugą dosłowność w metaforę i sprzedał pod jej tytułem. Jednym słowem zatoczyliśmy kółko: jednostkowość -> uniwersalizacja -> wtórne ujednostkowienie. Gdyby tak zrobić z Mickiewiczem, to by mi nie przeszkadzało, a tu jakoś - ugryzło.

    OdpowiedzUsuń
  6. Może gdyby to był tytuł "Utwór o Bożenie Umińskiej" to bym się nie czepiała ;-)

    Jeśli w ramach przerywnika muzycznego między Pannę Świętą a róg długi i centkowany wpleciesz najpierw list do Marylki, potem panią, co zabiła pana i tatę, co nie wraca, a później na okładce walniesz "Ostatni zajazd na Litwie" - to tak będzie ok? W sensie - creative reading czy nadużycie?

    OdpowiedzUsuń
  7. No, mnie to nie razi. W przypadku Mickiewicza też nie. A już zwłaszcza w interpretacji teatralnej, czyli przeniesienia tekstu pisanego w obszar żywego słowa.
    Może gryzie Cię dlatego, że Panią BUK poznałaś osobiście? A Mickiewicza nie?

    Zresztą przecież ona nie kryje, że Utwór jest w dużym stopniu autobiograficzny. To nie jest tak, że reżyser wkracza z butami w jej prywatne życie. Publikując tekst i wprowadzając go w obieg kultury autorka niejako zgadza się, żeby go dalej obrabiać. Tak mi się wydaje.

    OdpowiedzUsuń
  8. 1) Cudny akronim.

    2) Co do tego, że autorka się zgadza, nie mam wątpliwości. A nawet jak się nie zgadza, to i tak musi ponieść konsekwencje :-)

    3) Rozpatruję to raczej w kategoriach nie tyle dozwolone-niedozwolone, co dżentelmeńskie-niedżentelmeńskie. Sądzę, że taki zabieg na tekście nie znanego mi osobiście, ale namacalnego, żywego człowieka, też by mnie ugryzł - choć pewnie nie tak mocno. Wariacje na temat Antygony mi nie przeszkadzają.

    4) Ponieważ jak wiadomo pobudki altruistyczne zwykle są szemrane, to w rozmowie z moją meter, która imputowała mi to samo, wymyśliłam, że chyba chodzi mi o to, że wolę wersję uniwersalną, bo wtedy mam w niej przestrzeń dla siebie, a tu zostałam poza tę przestrzeń wystawiona.

    5) I w dodatku obrywam po nosie większą dawką cudzej intymności niż się na to przygotowałam.

    OdpowiedzUsuń
  9. A loczki w książce są?

    OdpowiedzUsuń
  10. W ramach duchowego łączenia się z Tobą obejrzeliśmy w TVP Kultura ze 40 minut. Matka nam się bardzo podobała, reszta nie bardzo.

    OdpowiedzUsuń
  11. loczki. nie pamiętam. przeczytaj sobie :)

    na pewno dziewczynka z loczkami jest w tomiku wierszy, co by oznaczało, że jestem niekonsekwentna, jeśli dobrze rozumiem, że pijesz do huśtawki. ale czy kiedykolwiek twierdziłam, że jestem? a poza tym loczki są również moje :))))

    no ale dobrze, niech ci będzie. czujna jesteś. twierdzę jednak, że loczki są subtelniejszym nawiązaniem niż pierwszoosobowa narracja i facet z żyletą.

    OdpowiedzUsuń
  12. Po dziecinnemu cieszę się, że czujność została doceniona :-)
    A ja z kolei przyznam, że po obejrzeniu fragmentów wizualizacji i dodatkowych objaśnieniach paszczą w kwestii faceta z żyletą lepiej rozumiem Twoje wątpliwości.

    OdpowiedzUsuń
  13. Czy to oznacza, że dialog w przestrzeni wirtualnej jest próżny, czy wręcz przeciwnie? ;-)

    OdpowiedzUsuń
  14. To znaczy, że się uzupełnia z niewirtualnym. : )

    OdpowiedzUsuń