Próbowałam kiedyś na własny użytek zdefiniować MD. Nie jestem specjalnie dumna z literackiego poziomu tej definicji, ale mimo tego ją tu zamieszczę. Uprasza się o wyrozumiałość, cel był czysto terapeutyczny.
Na śmiech głośniejszy niż śmiać się należy
Na powietrze które upaja
Na zachwyt szczery najszczerszy dziecinny a nawet bardziej
Na euforię orgazm na cześć codzienności
Na strach co nie przestrasza a paraliżuje zatyka dech w piersiach dusi dławi a czasem ewentualnie zabija
Na rozpacz jesienną świata
Na wypalenie brak łez brak rozpaczy brak zachwytu i deficyt śmiechu
[małe]
[białe]
[gorzkie]
[pigułki]
Stąd
dotąd
i szlus
ani
kroku
dalej
bo jakby co to tam za rogiem czeka
kolega elektryczny pastuch z koleżanką siatką centylową
połącz kropki
nie wychodź za linię
A wklejam tu tę moją grafomanię dlatego, że eksplorując nie tak dawno temu tomik wspomnianej już Emily Dickinson znalazłam taki oto wiersz:
Czyste Szaleństwo to najwyższy Rozum -
Gdy je przeniknąć Zrozumienia błyskiem -
A czysty Rozum to upadek w Obłęd -
Lecz Większość - jak we Wszystkim -
Narzuca swoje Kategorie -
Przyjmij je - jesteś Normalny -
Odrzuć - czekają na Furiata
Kajdany i Kaftany.
Much Madness is divinest Sense -
To a discerning Eye -
Much Sense - the starkest Madness -
'Tis the Majority
In this, as All, prevail -
Assent - and you are sane -
Demur - you're straightway dangerous -
And handled with a Chain -
Hm. Pokolenie przychodzi i pokolenie odchodzi?
(Barańczakiem oczywiście. Nie znam dobrze tego narzecza, a tradittore i tak zachwyca. Słusznie?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz