poniedziałek, 9 marca 2009

kolonia kretów i pingwinów

Po dłuuugim polowaniu udało mi się wreszcie przeczytać lekturę zaleconą mi przed świętami przez nowego na horyzoncie pana dra od brakujących klepek, w słowach mniej więcej takich "wie Pani, jest taka książka... nie pamiętam niestety tytułu... ani nazwiska autora...". Gdy wspomniałam o tym mojej terapeutce, ona też się ucieszyła: "tak, tak była taka książka! faktycznie powinna ją pani przeczytać! tytuł? tytuł? pamiętam, że ona ma taki... węgiel na okładce...". No i faktycznie, miała rację - co widać na załączonym obrazku.

Cóż, gdzie nie ma śladów łasiczki, mishowiec z pewnością ją wytropi. Co to dla nas? Zatem uwaga, uwaga: Kay Redfield Jamison, "Niespokojny umysł". Chętnie zahodowałabym go na mojej półce, ale chyba graniczy to z cudem. Na allegro za jedyne 90 PLN... Z hameryki, o ironio losu, wychodzi taniej. Może ktoś uprzejmie podrzuci pomysł wznowienia Zyskowi i S-ce? A oto małe co nieco, czyli autorskich wypisów z lektury odcinek 1:

*
W 1971 rozpoczęłam studia psychologiczne. Już w ich wczesnej fazie postanowiłam, że muszę coś zrobić ze swoimi zmieniającymi się nastrojami. W końcu sprowadziło się to do wyboru pomiędzy pójściem do psychiatry a kupnem konia. Ponieważ niemal wszyscy, których znałam, chodzili do psychiatry, a ja byłam absolutnie przekonana o tym, że powinnam sobie sama radzić z problemami, naturalnie kupiłam konia.

(...) Niestety, decyzja była nie tylko szalona, ale także całkowicie nierozsądna. Mogłam oszczędzić sobie kłopotów z realizowaniem czeków stanowiących wynagrodzenie za pracę stażystki w publicznej służbie zdrowia i bezpośrednio żywić konia czekami.

*
Moje mieszkanie wyglądało tak, jakby zostało zamieszkane przez kolonię kretów, które następnie w pośpiechu je opuściły.

*
Na nieszczęście dla osób cierpiących na manię jest ona stanem wyzwania dla ekonomii. Gdy posiada się karty kredytowe i rachunki bankowe, nie ma rzeczy nie do zdobycia. Tak więc z poczuciem konieczności i istotności zakupu nabyłam dwanaście zestawów do udzielania pierwszej pomocy po ukąszeniu przez węża. Kupowałam klejnoty, eleganckie i niepotrzebne meble, trzy zegarki w ciągu jednej godziny (raczej w klasie rolexów, a nie timexów - gdy jest się w manii, nic nie jest niepotrzebne) oraz całkowicie zbędne zwiewne stroje. Podczas jednego z pobytów w Londynie wydałam kilkaset funtów na książki, których tytuły lub okładki w jakiś sposób zwróciły moją uwagę: były to na przykład książki o historii naturalnej kretów oraz dwadzieścia tytułów wydawnictwa Penguin, ponieważ doszłam do wniosku, że ładnie będzie, gdy pingwiny z okładek utworzą kolonię. (...) Myślę, że podczas moich dwóch nasilonych epizodów manii wydałam ponad trzydzieści tysięcy dolarów, a Bóg wie, ile roztrwoniłam w okresach łagodniejszych manii, które występowały znacznie częściej.

*
Sytuacja taka bez wątpienia mogła hartować mój charakter, ale zaczynałam już być zmęczona tymi wszystkimi możliwościami wzmocnienia charakteru które przytrafiały się kosztem mojego spokoju i prowadzenia normalnego życia.

*
Niekończące się pytania wreszcie ustały. Mój psychiatra spojrzał na mnie, a w jego głosie nie było niepewności. 'Psychoza maniakalno-depresyjna'. Podziwiałam jego chłód. życzyłam mu jak najgorzej. To był cichy, trudny do opisania gniew. Uśmiechnęłam się miło. Odwzajemnił uśmiech. Wojna właśnie się rozpoczęła.

c.d.n.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz