piątek, 23 października 2009

nie ma tego złego

Primo: rozszyfrowałam zagadkę. 23 X o 18 miałam oddać klucz do kabiny w Buwie. Ha! Secundo: w związku z tym, że szabatowa randka mi się wściekła (przełożyła na listopad), a ja przypomniałam sobie o kluczu, polazłam do tego buwu i siedziałam w nim do oporu (mojego). A w buwie:
  • Pogwarzyłam towarzysko z panem antykwariuszem, odkrywszy zbrodnię na prawach autorskich w nowym wydaniu Konfucjusza.
  • Zabrałam aparat panu robiącemu zdjęcia filozofom celem zrobienia mu lepszego zdjęcia, które zrobiłam. Pan się ucieszył i podziękował oraz zaprosił mnie na stronę www.fotokonkurs.info.
  • Obejrzałam wystawę fotograficzną "Dwa pokolenia - jedno spojrzenie".
  • Nakrzyczałam CAPSLOCKIEM na samprasaranę
  • Przeczytałam konspekt jej pracy i kazałam go rozwinąć.
  • Napisałam notkę "po co komu tutor" i parę maili, które nie chcą się wysłać.
  • Założyłam 4 pliki na 4 następne kawałki mgr, przekleiłam do nich plan tychże kawałków i napisane fragmenty.
  • Spotkałam brodatego profesora i zagadnęłam go, czy nie zechciałby przetłumaczyć dla mnie Leukonoe celem dołączenia do panteonu chwały.
  • Zamówiłam z magazynu Petrycego w wydaniu Łosia.
  • Odwiedziłam panią w starych drukach, która mnie pamiętała.
  • Złożyłam tamże 2 rewersy, pogodziwszy się uprzednio z faktem, że plik, w którym pracowicie przepisałam wszystko, co mi z jednej z owych dwu książek potrzebne - zaginął bezpowrotnie, czyli siedzi gdzieś i śmieje się ze mnie w najlepsze. Trudno.
  • Poprosiłam panią ze starych druków, żeby wywołała mi z XIX w. docenta.

W ostatniej z wyżej wymienionych kwestii - pani się bardzo starała, ale docent, jak na XIX wiecznego docenta przystało, nie zamieścił numeru telefonu gabinetu _nigdzie_ (ani na stronie buw, ani w katalogu pracowników, itd). Z pomocą przyszedł nam pan z informatorium. Dodzwoniłyśmy się, ale odebrała maszyna. Cóż. Zawsze tak jest, gdy chcę się z docentem spotkać, zdążyłam już przywyknąć. Bierny opór?

Gdy oddawałam panu w kamiennym kręgu kartę dostępu do zbiorów specjalnych, ucięliśmy sobie pouczającą pogawędkę:
- i jak, dodzwoniły się panie do tego docenta?
- no tak, ale nikogo tam nie ma...
- bo wie pani, normalni ludzie o tej porze nie pracują. A już w piątek...
- no fakt, w sumie szabat....
- dopiero o 18!
- nie, o zachodzie słońca.
- ho ho, tak tak, w zasadzie to teraz już zachodzi wcześniej....

Na okoliczność szabatu, o którym pan mi przypomniał
  • Wyniosłam Petrycego do kabiny celem przeczytania wstępu i obejrzenia uwag krytycznych.
  • Wypiłam karmelowego shake'a z automatu.
  • Obejrzałam wystawę Berlin-Yogyakarta. Od hitlerowskiego terroru wobec osób homoseksualnych do praw człowieka dzisiaj i ze zgrozą przekontemplowałam dane z mapy świata.  
  • Powiesiłam niniejszą notkę.
  • Podpisałam petycję "wszyscy na tak", do czego niniejszym zachęcam
  • Póki co nie oddałam klucza do kabiny.
No więc z braku randki szabat spędziłam niekoszernie. Tym bardziej niekoszernie, że jutro tradycyjnie spotykam się z Anią w tym samym celu. Za to - ha, jak pożytecznie! I przyjemnie przy okazji. Nie wiem czy argument jest wystarczający, i czy pan Mojsze Rabejnu zgodzi się, że cel uświęca środki - ale jako że randkę przełożyłyśmy na listopad, to ja przekładam szabat na niedzielę. Dzień święty święcić wszak należy. Howgh.

2 komentarze:

  1. a dlaczego to akurat musisz z Mojżeszem uzgadniać???

    OdpowiedzUsuń
  2. hm, napisałabym 'pars pro toto' ale wtedy obawiam się, że mnie zabiją za politeizm ;-) nie ma jakiejś nazwy na taką figurę? bo przychodzi mi do głowy tylko "wiem że dzwonią, ale nie wiem w którym kościele", ale to długa nazwa i niekoszerna jest...

    PS moja drukarka nadaje komunikat "nie jest gotowa". to prawie tak samo, jak tomik, który czeka na oddanie do buwu. to się nazywa dialog technologii z poezją? ;-)))

    OdpowiedzUsuń