niedziela, 19 lipca 2009

chorujemy :(

Wstałam wczoraj i jak co dzień niezupełnie obudzona potuptałam uwolnić Rudą. A ona nic. Witam się z nią. A ona zamiast fuknąć i pogonić pod lodówkę szybciej ode mnie, wylizuje mi łapę. Nie, nie dwa liźnięcia i zatopienie ząbków na znak protestu przeciw nienatychmiastowemu nakramieniu, tylko pół łapy. Zaniepokoiłam się. Poszłam otworzyć lodówkę. A ona czeka, aż jej przyniosę pod nos. Wzięłam garść granulatu, podstawiłam pod króliczy nos. A ona wącha, niezdecydowana, i powoli, nieśmiało sięga pyszczkiem po granulkę. Nie jest dobrze.

Bluzka, spodnie, buty, transporter, taksówka, oaza. W kark: steryd, antybiotyk, witamina b6, w dziób: białe paskudztwo. Zielona trawka w Zambskach spadła z planu. Pani wet (ta, co iskała Kocia) kazała posprzątać w klatce (sic!), włożyć tam zwierza i patrzeć, ile je, bobczy i sika. No i kłuć i dopyszczać przez 3 dni. Wróciłam, posprzątałam. W tym czasie zwierz pokicał najpierw pod lodówkę, potem po krótkim namyśle pod łóżko i tyle go widzieli. Ania, widząc, jak wczołguję się tam z plażowym ręcznikiem, ligniną, miską siana, wody i półmiskiem smakołyków, skwitowała: o, Mahomet do góry?

Zwierz biedny, ząbkami zgrzyta wcale nie z radości. Granulatu nie tyka, pasternaku nie tyka, marchewki nie tyka. Ale karton podgryźć umie, wodę pije jak smok, natką, jabłuszkiem i bazylią nie pogardził, więc może - może nie jest najgorzej? Matka natura nie stworzyła uszu po to, by były przedłużeniem duszy, a ich właścicieli, by w wersji mini z dala od drapieżników żyły po 10-12 lat, żeby wycierając sobie pięty kicały po podłodze zamiast po trawie, żeby ktoś je irracjonalnie kochał. Tak nieprawdopodobnie kruche są, tak niewiele im trzeba, by pokicać za tęczowy most. Księżniczka, Nietoperz, Gwidon, Krecik i jego mama. Pusto bez nich. Trzymajcie kciuki, nie lubimy pierwotniaków i innych encefalolokatorów :((((

4 komentarze:

  1. drugikoniecswiata20 lipca 2009 16:51

    mocno potrzebne :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Pije i je przysmaki, dostał antybiotyk, będzie dobrze. Futrzaki przecież też źle znoszą upały. Ja też bym nie ruszyła żadnego granulatu!
    Trzymam kciuki, ze zwierzęcym pozdrowieniem od właścicielki zdrowego 18-letniego kota i 14- i 11-letnich psów oraz mnóstwa drobiu, z których to rasowych przedstawicieli każdy ma swoje imię i dożywa naturalnej śmierci też po wielu latach...
    Odezwij się niebawem bo się denerwuję ja i myślę także inni czytelnicy...

    OdpowiedzUsuń
  3. drugikoniecswiata24 lipca 2009 13:19

    no, trochę stresu było, bo przez 3 dni nie jadła nic. z wyjątkiem gerberka wpychanego siłą do dzioba. dochodze do mistrzostwa w robieniu zastrzyków i karmieniu na siłę. ale jest lepiej. wczoraj już na mnie nawarczała, a dziś wtrząchnęła kawałek marchewki, natkę, bazylkę i liść brokuła.

    antybiotyk jeszcze przez tydzień, ale humor ma wyraźnie lepszy. jutro krytycznie, bo przestanie działać steryd który dostała we wtorek - i chodzi o to, żeby jadła i rozrabiała dalej, a nie wróciła do stanu sprzed 3 dni. więc kciuki wciąż potrzebne, bo te futrzaki okrutnie kruche są. kilka już odpłakałam, więc niestety wiem jak bardzo :(

    ale może ruda pokaże jeszcze raz, że złego diabli nie biorą? jaki pan taki kram ;-)

    OdpowiedzUsuń