piątek, 28 sierpnia 2009

ocalić od zapomnienia

Jestem z siebie dumna. W gościnie u krwiożerczej bestii napisałam 2,5 strony wstępu i nie oparłam się pokusie skonstruowania n-tego Załącznika. W zasadzie to ostatnie było szybkie, bo znalazłam go w sieci.

Pewnym mankamentem tego chlubnego faktu jest moje zakrawające na pewność przypuszczenie, że z wyżej wspomnianych dwóch i pół - półtorej zostanie, wraz z załącznikiem, odstrzelone. Obawiam się, że w ten sposób tempo mej tfu-rczości nie będzie zawrotne. Dla upamiętnienia jednak pierwszych kotów wklejam kandydatów do odstrzału:

* * *

Uwaga ostatnia, w pierwszej chwili zakrawająca na herezję. Dokładając wszelkich starań, by nie stało się to kosztem warsztatu metodologicznego, na kartach tej pracy nie stronię od refleksji osobistych. Jest to wybór świadomy, a powody ku niemu są dwa.

Po pierwsze – magisterium stanowi zwieńczenie m o i c h [hehe, jak wiadomo i n d y w i d u a l n y c h (przyp. blog, tego łaskawie oszczędziłam niemishowemu promotorowi)] studiów filologicznych, które rozumiem jako poszukiwanie w ł a s n e j drogi do rozumienia języka i pisanych w tym języku tekstów. Nie wierzę w istnienie recepty uniwersalnej. Jako że z natury rzeczy jest to zadanie na całe życie – poszukiwania te nie mogą zakończyć się wraz z momentem ukończenia studiów magisterskich. Z tego powodu p r o c e s dochodzenia do własnego stanowiska wydaje mi się co najmniej równie ważny (jeśli nie ważniejszy), co sam tego procesu rezultat. W obliczu tak określonej hierarchii chciałabym, by praca - oprócz stanowienia rezultatu - była również odzwierciedleniem procesu. Widzieć w niej więc należy moje osobiste spotkanie z Horacym i polskimi tłumaczami Horacego, siłą rzeczy postrzegane przez pryzmat własnych zmagań translatorskich, okraszone tu i ówdzie myślami co znamienitszych mistrzów polskiego słowa na przestrzeni wieków.

Drugi powód jest prozaiczny. Ponad 100 lat temu zdemaskował go Charles Baudelaire w inwokacji do swych Kwiatów Zła:

...parmi les chacals, les panthères, les lices,
Les singes, les scorpions, les vautours, les serpents,
Les monstres glapissants, hurlants, grognants, rampants,
Dans la ménagerie infâme de nos vices,

II en est un plus laid, plus méchant, plus immonde!
Quoiqu'il ne pousse ni grands gestes ni grands cris,
Il ferait volontiers de la terre un débris
Et dans un bâillement avalerait le monde;

C'est l'Ennui! L'oeil chargé d'un pleur involontaire,
II rêve d'échafauds en fumant son houka.
Tu le connais, lecteur, ce monstre délicat,
— Hypocrite lecteur, — mon semblable, — mon frère! [1]

Od czytania zaś nudnych prac humanistycznych jedna tylko czynność wydaje mi się bardziej nieznośna: jest nią ich pisanie. Efekt końcowy takiego przedsięwzięcia jest zwykle tragiczny: nie raz skutkuje ono frustracją autora i w wyniku tejże – zaniechaniem obiecującej pracy nad genialnym nie raz materiałem, a tym samym – przekazaniem pałeczki kolejnemu frustratowi. Jeśli zaś to pierwsze wyzwanie uda się piszącemu pokonać, bywa jeszcze gorzej: dokonuje on morderstwa na przedmiocie swej pracy i w rezultacie skutecznie zniechęca doń czytelników. Nie sądzę, by taki miał być cel humanistyki.

Skupiając się zatem na celu, w trosce o doprowadzenie przedsięwzięcia do końca, nie odpieram pokusy uniknięcia nudy. Temu ma posłużyć przeplatanie analizy co celniejszymi uwagami znakomitych praktyków. Refleksje te odzwierciedlają proces kształtowania się warsztatu translatorskiego i pisarskiego tłumaczy oraz proces mojego rozumienia subtelności Horacego i analizowanych przekładów. Łamię więc nieco protokół dyplomatyczny z nadzieją, że w imię szlachetnego celu zostanie mi to przez łaskawego Czytelnika wybaczone.

[1] Charles Baudelaire, Au Lecteur (Do czytelnika). Ibidem: … Jako że arbitralny wybór jednego tłumaczenia tego znakomitego wiersza wydał mi się sprzeczny z tematem i duchem pracy, skonstruowałam dla dociekliwego Czytelnika Załącznik x (vide s. y.), w którym znajdzie on x jego innych polskich przekładów.


Tadam, a teraz można gratulować i przestrzegać przed katastrofą.

Na foto powyżej nieznany sobowtór mojej muzy w pozie bojowej, ze specjalną dedykacją. Już adresat(ka) będzie wiedział(a). Nie mogę pojąć, dlaczego wszyscy twierdzą, że szyl wygląda jak mysz. Widział ktoś puchatą fruwającą mysz ze szczeciniastym ogonem do złudzenia przypominającym albo wycior od fajki tudzież szczotkę do butelek?

Współpraca z Tyciem tym się zaś różni od pomocy szczeżujskiej, że lżejszy on i mniej sobie robi z nieznanego podłoża. Co sprawia, że oprócz napisania fjdals;afksdfha;lfha;hf potrafi też naciskać kombinacje klawiszy (ów?). Co bywa niebezpieczne. Ale za to bezpieczny jest kabel - ponoć nie można mieć wszystkiego.

5 komentarzy:

  1. Nie wiem, jakie decycje ostatecznie podjęłaś, ale na wszelki wypadek błagam, nie umieszczaj tego w pracy, STP! :-)

    mkw

    OdpowiedzUsuń
  2. Przemyśl przejęcie białej, puchatej muzy - może na magisterium się nie skończy?
    Tekst wcale nie jest taki "do odstrzału", choć pana B. można by nieco okroić.
    dan

    OdpowiedzUsuń
  3. no i tu właśnie mamy przykład postaw nieco rozbieżnych ;-) moja mama jeszcze rzuca się rejtanem: "nie wyrzucaj!!!!!!" nic to, zobaczymy, jak się napisze reszta, bo a nuż wyjdzie nudne, i tyle.

    mkw --> a rozwiniesz błaganie? w sensie - to w trosce o mnie / promotora / mgr / etos?

    Dan --> ale wiesz, że wtedy musiałabym się wprowadzić do twojego łóżka, albo co najmniej na balkon? Już i tak jestem bliska ;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. iz: "w trosce o mnie / promotora / mgr / etos?"

    Wszystkie wymienione ;-) Promotora najmniej, bo cóż mnie on obchodzi ;-)

    OdpowiedzUsuń
  5. dan -> no dobra, drugi kawałek wywalam. nawet stąd, uczymy się rezygnować i rozstawać.

    mkw -> ale on jest słodki, a etos... etos nie taki fragile, żeby go mój baudelaire zabił... ja w sumie sama to urodziłam, więc też nei problem. pozostaje troska o mgr. to byłby jakiś argument, wszak sama przewidziałam, że z tegoż powodu trzeba będzie karola b. i jego spleen odstrzelić.

    OdpowiedzUsuń