piątek, 27 lutego 2009

szczyt kulinarnego upadku

Nie wiem czemu obrazki z poprzedniego posta mnie nie lubią. Może pan Franciszek pilnuje praw autorskich. Spróbuję je wkleić jeszcze raz. A wracając do zapowiedzianych w tytule baranów...

Potrzebne:
1/2 torebki tortellini z serem (takie kupne, z Carrefoura, za 5 zł, suche...)
2 łyżeczki masy krówkowej (taka kupna, z Carrfoura, w puszce...)
ew. odrobina masła

Know-how:
Tortellini wrzucić do wrzątku, ugotować, odcedzić. Dodać masła na okrasę. Puszkę z masą krówkową otworzyć, 2 łyżki masy dodać do tortellini, wymieszać. Skonsumować zaklejając się.

Że co? Że ble? No uprzedzałam przecież, że degeneracja. A jednak mimo tego, że w tytule "szczyt", mojego rekordu upadku w kwestiach kulinarnych nie udało się chyba jednak pobić. Bo jesienią 2003 moim głównym daniem był, uwaga uwaga, kisiel z otrębami. Ale wtedy miałam depresję i nic innego ani przyrządzić, ani przełknąć nie byłam w stanie. Obecna degeneracja zaś spowodowana została li i jedynie osiągnięciem stanu wyjedzenia zapasów (no, prawie - tortellini i puszka z kajmakiem jeszcze były) koincydującego z wielkim nie-chce-mi-się-iść-do-sklepu-po-zakupy. Eh, to powinno być karalne, nie? Post z datą piątkową, bo i w piątek napisać go miałam.

1 komentarz:

  1. przypomniało mi się jedzenie krówek - zmęczona niemiłosiernie, usypiałam gotując mieszankę dla maleństwa i jedyne co mnie trzymało przy życiu to krówki

    OdpowiedzUsuń