czwartek, 30 grudnia 2010

wysłuchawszy dezyderat...

...pt czytelników zdjęłam nadmiar literek i będę je teraz grzecznie dawkować ;-)

6 komentarzy:

  1. ojej, to brutalne : ) a ja bohatersko przeczytałam wszystko! i będę teraz musiała komentować, bo nie ma wykrętu, ze za dużo! ; )

    OdpowiedzUsuń
  2. Hmmm. A czy zadałaś sobie pytanie, co zrobisz, jeśli jednak nie spotkasz nikogo, kto by doskoczył do poprzeczki?

    OdpowiedzUsuń
  3. mkw => o, jaka inteligentna dziewczynka! żałowałam, że nie napisałam wprost, ale jak widzę sama na to wpadłaś :)

    Mi => Tak, zadaję sobie to pytanie nieustannie. Wczoraj zostałam też za te wymagania przez moją panią ex opierdolona. Nie jest przyjemnie, gdy ktoś rzuca tobą o ścianę, ale ona często to robi, a ja i tak zastanawiam się nad tym, co mi mówi i nad pytaniami, jakie stawia.

    Więc od wczoraj moja odpowiedź brzmi: plik, w którym to napisałam, nosi nazwę "I had a dream" i jest to nazwa właściwa. Mój list gończy niczym nie różni się od snu Luther Kinga. Tak naprawdę chciałabym spotkać kogoś, komu będę mogła zaufać na tyle, by przestać się bać i jeśli nie wyrzucić ten list do kosza, to po prostu zostawić go sobie na blogu i włożyć między bajki. Piękne, ale bajki. Takie jak te, że we hold these thruths to be self-evident, that all man are created equal. Nie. We do not hold. Wciąż jeszcze nie. Czy kiedyś?

    Chyba nie potrafię nikomu dać już kredytu zaufania tylko dlatego, że jest psychiatrą i ma dobre nazwisko. Po pierwsze dlatego, że w ogóle trudno mi ufać. Po drugie dlatego, że za dużo wiem. Po trzecie dlatego, że nikt inny poza panią Ireną nie jest Mamą Szymona, a to Mamie Szymona tak bardzo zaufałam na dzień dobry, a nie lekarzowi psychiatrze Irenie D. To drugie przyszło później i nie wiem, jak moja podświadomość rozkładała to procentowo.

    Muszą być jakiekolwiek przesłanki, które pozwolą mi uwierzyć, że patrzymy jednak mniej więcej w tym samym kierunku. Nie musimy być tacy sami. Ale jeśli ma to być ktoś, kto patrzy w przeciwną stronę, to takiego już mam, przyzwyczaiłam się, nie mogę powiedzieć, że jest do bani. Po co wtedy zmieniać?

    Gadajcie do mnie o tym, potrzebuję fermentu w tej kwestii. Może nie rzucania po ścianach, to już dostałam, ale konstruktywnej krytyki tak.

    OdpowiedzUsuń
  4. Poza tym to jest pułapka, z której nie wiem, jak wyjść. Gdy mówię, że szukam, pytają czego szukam i chcą, żebym wiedziała i wyartykułowała. A jak artykułuję, odpowiadają, że to źle, że tak dokładnie to wiem, bo wtedy nie znajdę. O co chodzi?

    OdpowiedzUsuń
  5. Podtekst mojego pytania był taki: czy - gdyby nikt nie doskoczył - jesteś gotowa na kompromis? Hmmm... Czytając mam wrażenie, że "focus" jest na osobie pana/pani psy, a nie na Tobie w tym wszystkim. A przecież tak w głębi, to chyba przede wszystkim Ty masz pomóc Tobie. Nie?

    OdpowiedzUsuń
  6. Oczywiście, że jestem gotowa na kompromis. Tyle, że jeśli ma to być kompromis podobny do tego, co już mam, to za niego podziękuję z tej prostej przyczyny, że nie będzie mi się chciało robić emocjonalnej inwestycji w osobę, od której nie spodziewam się dostać dużo więcej. To strasznie dużo kosztuje, przynajmniej mnie, a z lekarskiego punktu widzenia też nie jest ruchem, który należy robić często. W tym wypadku moim kompromisem będzie zatoczenie kółka i pozostanie u obecnego lekarza i tę opcję również rozważam.

    Nie, to nie jest focus. Absolutnie nie. Ja w tym wszystkim chodzę od czterech lat na terapię, oram w sobie dzielnie i staram się jakoś żyć. Tak, na ile mi siły pozwalają. Na więcej póki co jestem za słaba i tu potrzebny mi lekarz i jego ... piguły.

    Psychiatrę po prostu muszę mieć tak czy siak. Chciałabym znaleźć w nim maksymalne wsparcie, ale dawno już wyrosłam z bajki, że to on i leki mnie ocalą. Będę starała się mu pomóc najlepiej jak umiem, ale gdyby on też mi pomagał najlepiej jak umie, to sądzę, że zwiększylibyśmy szansę na sukces.

    Ten mój list gończy to chyba po prostu opowieść o tym, co sprawia, że boję się relacji z lekarzem. Strach nie jest najlepszym sprzymierzeńcem w budowaniu zaufania.

    A chodzi Ci o to, że on brzmi roszczeniowo, tak? To chyba po prostu naprawdę piękny sen. Jestem [niechętnie] gotowa zmierzyć się z tym, że sen i jawa to dwie różne rzeczy, ale to nie znaczy, że nie lubię śnić......... Ani, że sny nie mają swojej funkcji. Jeszcze śnię, a może dopiero co się obudziłam i łudzę, że jak zasnę znowu, to sen wróci.

    OdpowiedzUsuń