sobota, 18 grudnia 2010

kali, krowy

[Miało być w dwóch odcinkach, ale nie będzie i w związku z tym będzie długie - bo to jednak ta sama historia].

Swego czasu, jeszcze w liceum, w gronie znajomych mi osób funkcjonowało określenie "jehowy". "To jest jehowe!" - mawiał na pielgrzymkowym postoju Bury, który później został księdzem. Mawiała tak samo Irminka, która potem skończyła teologię i spędziła dwa lata w zakonie. Kto jeszcze wtedy tak mawiał - nie pamiętam. Pamiętam, że działało na mnie jak płachta na byka, że protestowałam, że tupałam, kopałam w kostki. Na próżno. Słoik, który nie chciał się otworzyć był jehowy i już. A żadna z tych osób nie była ani głupia, ani niewrażliwa, co więcej - mocno pracowały nad tym, by żyć głęboko i prawdziwie po chrześcijańsku. Tfu. Katolicku. Patrzyli na mnie pobłażliwie, ja wszak zadawałam się z poganami (w politycznej poprawności nazywanymi chrześcijanami innych wyznań).

"Ta kanapa jest pedalska" - usłyszałam któregoś dnia od znajomego, który właśnie kończył na moją cześć sprzątać pokój i siłował się z kanapą, która nie chciała się złożyć. Nogi się pode mną ugięły i usiadłam, usadziła mnie mieszanka złości i bezsilności doprawionej komizmem sytuacyjnym i poczuciem wszechogarniającego absurdu . Paranoję schowałam do kieszeni, uśmiałam się głośno i złowrogo powiedziałam, że jeśli jeszcze raz to usłyszę, to nie będę się przy nich krępowała używać retoryki moich znajomych, i tym sposobem w domu Świadków Jehowy zamieszka jehowa kanapa.

"Bo wiesz, ten czajnik jest jehowy" - powiedziała w listopadzie tego roku dawno nie widziana Kasia, w której belgijskim mieszkanku właśnie gościłam. "Nie, Kasiu, on jest katolicki" - odparłam ze złością. Nie mogłam uwierzyć, że człowiek o piętnaście lat starszy i - chciałoby się - dojrzalszy, przy tym wciąż głęboko wierzący, pogłębiający swą wiarę i zaangażowany w życie Kościoła nadal posługuje się tym samym określeniem. Że nie przeszkadza mu ani to, że miesza z błotem tych, których uważa za pogan (a do kogo przyszedł Jezus? i czy to nie on kazał szanować każdego człowieka? Po kiego diabła w ewangelii mamy przypowieść o Samarytaninie?), ani to, że pomiata Imieniem Bożym. Jakie by nie były samogłoski, których w tekście nie ma i twardych dowodów nie znajdziemy, to spółgłoski są te same, w żydowskiej tradycji święte. Zawsze mi się wydawało, że Jezus był żydem, a nakaz szanowania Imienia pochodzi z tej samej Biblii, którą czytamy w Kościele. Z jakichś przyczyn również w Biblii tysiąclecia od pewnego czasu figuruje tetragram - ale to pewnie również wyłącznie polityczna poprawność.

Gdy jehowy stał się również spóźniający się pociąg, zaprotestowałam jeszcze raz, próbując nawiazać rozmowę. Rozmowa została brutalnie ucięta, nie wolno mi było nic powiedzieć. "Nie będę z tobą rozmawiać, bo ty jesteś uprzedzona do Kościoła katolickiego!" - usłyszałam i o mało nie usiadłam znowu[*]. Komunikat został wielokrotnie powtórzony i musiałam bardzo walczyć o to, by móc wypowiedzieć jedno zdanie - to, które zamieszczam w przypisie. Zrozumiałam. "Katolicki czajnik" nie był metaforą - "katolicki czajnik" został odebrany jako atak. Z pewnością tak właśnie czuje się Świadek Jehowy słysząc sformułowanie "jehowy słoik". Ale Kali tego nie widzi, kiedy to on kradnie krowy. Ci, co kradną krowy jemu, są uprzedzeni.

[*] Z pewnością tak właśnie jest. Spędziwszy w Kościele parę dobrych lat mojego życia, zdarłszy pazury na głębokich duchowych poszukiwaniach z pewnością mam wszelkie podstawy ku temu, by się uprzedzać, czyli - w moim tego słowa rozumieniu - wydawać nieuzasadnione sądy o czymś, czego nie znam. Nie jestem uprzedzona. Jestem krytyczna i jest mi bardzo smutno. Wolałabym dobrze myśleć o rodzinnym domu, w którym wyrosłam i który opuściłam, by pójść dalej życiową drogą. Ale nie potrafię trwać w iluzji.


***


"Ej, co jest, masz polio???" - krzyknęła do młodszego brata pewna francuska piętnastolatka, gdy młody jakoś niefortunnie stanął i o mało co nie wywrócił krzesła. W obecności dorosłych, którzy... się chórem roześmieli. Czułam się głupio, ale postanowiłam zawalczyć: "Amelie, polio to ciężka choroba, to nic wesołego, kiedy się ją ma" - wyjaśniłam spokojnie, jako że nikt inny tego nie zrobił. Nie to, że się nie bałam - przeciwstawić się kolektywowi nie jest łatwo i żołądek miałam ściśnięty. Kolektyw spojrzał na mnie z politowaniem i wyjaśnił: "po francusku tak się mówi, kiedy ktoś jest niezgrabny". Mhm. Byłam tylko barbarzyńcą, który przyjechał z zacofanego kraju, w którym na polu można spotkać konia, a w telewizji człowieka chorego na polio. Zaiste, Janka Ochojska porusza się czasem niezgrabnie. Nie pamiętam, czy wdałam się wówczas w dalszą rozmowę i czy zapytałam, czy tak samo nie reagują, gdy kogoś określa się mianem downa. Pamiętam, że się nad tym zastanawiałam. Ale to było 12 lat temu.

"Bo wiesz, Robert, ja mam sklerozę" - powiedziała w luźnej gadce pewna pani do człowieka chorującego na SM, a on zaoponował stanowczo, z uśmiechem: "nie, Krysiu, sklerozę to mam ja!". Pani zaczęła tłumaczyć, że wcale nie on, tylko ona, bo ona wszystkiego zapomina. Człowiek pokiwał głową i nie wdał się w dalszą dyskusję. Ja też milczałam. I wcale nie było do śmiechu. Myślałam o tym, że od kiedy SM zaistniało na moim bliskim emocjonalnym horyzoncie i nabrało konkretnego znaczenia, słowo "skleroza" wyszło z mojego języka. Naprawdę wyszło. Jeśli czasem zdarzy mi się zagalopować, czuję na sobie wzrok Smoka, przy którym ktoś posłużył się słowem "kiepski". "Czy Pani jest pewna, że zna znaczenie użytego przed chwilą przymiotnika?" - mówi dobitnie i srogo. Zdarza mi się zapomnieć własnej głowy, ale - nie, nie mam sklerozy. Tylko... dlaczego miewam schizofrenię, jeśli to nie moje F?

"Ona jest normalna, ona nie jest psychiatryczna" - tłumaczyła mi dzisiaj pewna znajoma, zachęcając do porozmawiania wprost z panią, z którą rozmawiać się krępowałam. "Mamo........." - pomyślałam. Nogi się nie ugięły, tylko mina zrzedła. Zobaczyłam pedalsko-jehową kanapę w domu Świadków Jehowy i psychiatryczną siebie na tej kanapie. W dodatku ćwierćżydówa. Schiza totalna. A przede mną moją rozmówczynię [czyżby sklerotycznie zapomniała o moich żółtych papierach?] - na barykadach o wolność, demokrację, równouprawnienie kobiet i poszanowanie mniejszości.  Po-lo-nia żyd-ki!!! Wa-ria-ci do ga-zu!!!

***

Jak to jest z tym językiem?
Jak to jest z tymi kategoriami?
Nie da rady bez Aliena?


[jeśli istnieje jeszcze ktoś, kto nie zniechęcił się wielomiesięczną ciszą i czasem tu zagląda, to nie miałabym nic przeciwko dyskusji w komentarzach]

37 komentarzy:

  1. Podoba mi się, co piszesz. Ładnie - także stylistycznie, językowo :) Mam szczęście, nie bywam wśród ludzi, którzy mówią jak ci z twojej opowieści. Znajomych mam mało, bardzo wyselekcjonowani... Nie mówią. Za inteligentni chyba jacyś. Katoliczką jestem, choć już nie wiem, wyrzekłby się może mnie Kościół, gdyby coś więcej o mnie wiedział... Kto to jest Kościół??? Nigdy bym nie rzekła jak ci znajomi YHWH czajnik????!!!! Bluźnierstwo dla mnie. Przestępstwo wbrew drugiemu przykazaniu. Razi strasznie. A psychiczna to wiesz, sama jestem :)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Zapewniam Cię, żabbo, że to wszystko są bardzo inteligentni i wykształceni ludzie (może z wyjątkiem przywołanych żabojadów, którzy też są inteligentni, ale zdecydowanie mniej wykształceni)........ i to właśnie jest w tym wszystkim najsmutniejsze.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mnie osobiście nie boli chyba bardzo, kiedy ktoś z głupia frant posłuży się niemądrym, ale rozpowszechnionym powiedzonkiem (choć osobiście nie nadziałam się nigdy ani na "jehowy" w znaczeniu deprecjonującego przymiotnika, ani na "pedalski" w odniesieniu do stawiającego opór przedmiotu).
    Mogę wręcz podejrzewać, że i mnie się zdarza bezmyślne powielenie jakiejś bredni.
    Ale boli, naprawdę boli, gdy ktoś, usłyszawszy słuszny protest, przy tej bredni się upiera. No i chyba takie upieranie się przy błędzie jest lepszym od zdobytych dyplomów wyznacznikiem, czy mamy do czynienia z kimś naprawdę "na poziomie".
    A odpowiedź w stylu "bo Ty jesteś uprzedzona do KK" to ładny przykład zupełnie fałszywej argumentacji. Ad personam i na dodatek ma się nijak do meritum dyskusji.
    Podzielam więc Twoje poczucie bezsilności.

    Z wyjątkiem przymiotnika "kiepski", bo co by nie powiedzieć o erudycji Smoka, to lingwista nie powinien jednak stawiać oporu rzeczywistości. W końcu istnieje coś takiego jak ewolucja semantyczna. "Żona" też dziś znaczy coś innego w polszczyźnie niż w starosłowiańskim. Tak jak francuskie "con" nie ma tego samego znaczenia, co jego łaciński źródłosłów "cunnus" ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale czy protestowanie przeciwko sklerozie i schizofrenii jest dla ciebie słusznym protestem, czy stawianiem oporu rzeczywistości? Czy granica jest tu, czy kogoś obrażamy, czy "tylko" jesteśmy niedelikatni? Czy gdzie indziej? Czy faktycznie pedalski, jehowy, żyd, down i polio są nie na miejscu, a reszta jakby mniejszego kalibru? Czy to językowo to nie jest takie samo przesunięcie znaczeniowe?

    To jest schiza ;-) pomiędzy normatywizmem a deskryptywizmem, ale nie spotkałam jeszcze językoznawcy, który by w mniejszym bądź większym stopniu nie miał tu wewnętrznego konfliktu.

    A co do Smoka, to mówiłam wyłącznie o srogim spojrzeniu, które sama sobie aplikuję, gdy mi się jakaś "skleroza" wymsknie. Fakt faktem, widzę go zawsze również wtedy [ach! ten umazany kredą nos!], gdy wymsknie mi się "kiepski", no i przy "zajebistym" takoż. Ale o ile reakcja na "kiepski" jest wyuczona, o tyle na "zajebisty" i "sklerozę" - spontaniczna.

    OdpowiedzUsuń
  5. "Skleroza" i "Down" pozostają nadal - w dzisiejszej polszczyźnie - nazwami poważnych chorób. Każdy, kto używa tych słów, doskonale o tym wie. Każdy, kto używa słowa "żyd", albo "jehowy" jako inwektywy, zdaje sobie doskonale sprawę, że tą inwektywą obejmuje ludzi innego wyznania. A jeśli udaje, że nie jest tego świadom, to jest po prostu zakłamany.

    Ale znakomita większość ludzi dziś nie zna źródłosłowu przymiotnika "kiepski". To słowo ma dziś inne znaczenie i już. Nie ma o co kopii kruszyć. Co więcej "kiepski" akurat nikogo nie obraża. Ot fizjologizm, który utracił swe pierwotne znaczenie i to już ze dwa czy trzy wieki temu. Bruckner w ogóle chyba nie jest świadom wulgarnego znaczenia tego przymiotnika.
    Co do "zajebiście" to sprawa wygląda dość podobnie. To jeszcze razi, bo związek z ewidentnie wulgarnym "jebać" jest oczywisty. Sam przymiotnik jednak nie ma innego znaczenia niż "wspaniale, świetnie, super". I nie obraża przecież ani niczyjej wiary, ani nie wyśmiewa się z przykrych dolegliwości. To jest naprawdę zupełnie inne zjawisko językowe.

    OdpowiedzUsuń
  6. Eh, ale ja tych "kiepskich" i "zajebistych" piszę naprawdę przy okazji. Nie przeszkadza mi, że ludzie tak mówią. Zastanawiam się, czy jeśli przeszkadza mi skleroza i psychiatryczny, to nie przeginam. Czy to nie jest jakaś metonimia po prostu.

    OdpowiedzUsuń
  7. PS Bruckner chyba wielu rzeczy nie jest świadom?

    OdpowiedzUsuń
  8. W pewnych momentach tracę kontekst, ale jestem w stanie domyślić się, kim jest Smok :)

    "Skleroza" jako skłonność do zapominania jako źródłosłów ma słowo "atherosclerosis", które oznacza miażdżycę, o wiele wiele częściej występującą chorobę niż SM. Samo "sclerosis", jak panie zapewne wiedzą, oznacza "stwardnienie". Stwardnienie rozsiane, stwardnienie tętnic = miażdżyca. Miażdżyca istotnie jest silną predyspozycją do zapominania i pokrewnych defektów czynności umysłowej. Oczywiście nie każde zapominanie ma za przyczynę miażdżycę, nie zawsze miażdżyca powoduje zapominanie. Jednak powszechnie używane określenie "skleroza" pochodzi od miażdżycy.

    OdpowiedzUsuń
  9. Panie wiedzą :)

    Jak dla mnie nie ma znaczenia, czy jest athero- czy multiplex, proces jest w miarę ten sam. Zwykłe, codzienne zapominanie rzadko kiedy ma z nim [organicznie] coś wspólnego. Na jego określenie używamy słowa, za którym stoi inna, złożona, nie raz bolesna rzeczywistość, której zapominanie jest tylko jednym z elementów. Moje pytanie jest: czy to jest nadużycie? Czy to jest niedelikatność? Czy ja się czepiam?

    Sprawa schizofrenii jest analogiczna. Schisis - rozłam, rozszczepienie, phren - umysł, schizofrenia to rozłam w umyśle, rozszczepienie jaźni. Stąd pochodzi słowo "schiza" używane na określenie stanu wewnętrznej ambiwalencji, sprzeczności, [organicznie] nie mającego nic wspólnego ze schizofrenią. Jest to zawłaszczenie sobie pojęcia, za którym dla niektórych ludzi stoi zupełnie inna treść: dużo bólu i cierpienia. Czy to jest fair?

    PS skoro domyślasz się, kim jest Smok, nie będę się wdawać w eksplikacje ;-) A panie są filolożki i panie czepiają się słów ;-)

    OdpowiedzUsuń
  10. Czy to jest fair?

    Mnie się zdaje, że to jest przede wszystkim brak empatii i wrażliwości. Bo jak się poczuję, jeśli nagle się okaże, że w gronie, z którym lekko żartuję o "schizie" czy "sklerozie", jest człowiek który właśnie na tę przypadłość cierpi? Dla mnie to takie sobie powiedzonko, dla niego - ból. A ponieważ nie wiadomo, na co chorują ludzie wokół mnie, lepiej zrobię unikając tego typu wyrażeń. Po prostu.

    Ale dla mnie w Twojej opowieści jest coś więcej. "Pedalska kanapa", "jehowy czajnik", "chyba masz polio, skoro jesteś taki niezgrabny". Żeby tak głupio gadać, trzeba mieć jakiś problem z emocjami. Zdrowy człowiek nie denerwuje się na sprzęty. Zdrowy człowiek nie wyzłośliwia się nad bliźnim za to, że zrobił coś niezręcznego.

    OdpowiedzUsuń
  11. Czegoś więcej bym się raczej nie doszukiwała - czy równie egzotycznie brzmi dla ciebie "ten czajnik jest do chrzanu, ma nadpsuty wyłącznik i trzeba cały czas pilnować, czy naprawdę gotuje", "ta kanapa jest beznadziejna, cały czas się zacina, ktoś ją kiepsko ;-) wymyślił"

    Co do wyśmiewania niezgrabności - trzeba wziąć poprawkę na to, że mówiła siostra do brata, w takim układzie chyba różne chwyty są dozwolone ;-)

    Brak empatii i wrażliwości - no właśnie. To tu się zgadzamy, ja postrzegam to w dokładnie takich kategoriach. Ale w pewnym momencie zaczęłam się zastanawiać, czy słusznie - m.in słysząc owo "ona nie jest psychiatryczna" od kogoś, kto dobrze wie, że ja psychiatryczna jestem.

    Zadaję sobie w takim razie pytanie, co sprawia, że bezmyślnie posługuję się tą "schizą", chociaż "sklerozą" czy "downem" nie. Czy to, że za jednym stoi konkretny człowiek, a za drugim abstrakt, czy to, że czuję się częścią kolektywu wariatów, a jak wiadomo od wewnątrz można, z zewnątrz nie? Hm. Trzeba chyba znowu przywołać moc smoczego spojrzenia...

    OdpowiedzUsuń
  12. O, a co z "uporem maniaka" i "manią" w ogóle? ;-)))) Używam na potęgę, bez cienia wahania. A już "mam depresję" w czyichś ustach, w znaczeniu "mam doła, chandrę" mnie kłuje, bardzo kłuje. Tego doświadczyłam więcej, tamtego mniej? Ale przecież wiem, że to wcale niewesołe, że bywa źródłem wielu dramatów. żabba, razi cię "mania"?

    kurczę gdzie jest ta granica leksykalizacji?????

    OdpowiedzUsuń
  13. myślę, że jedno granica leksykalizacji powszechnej, a drugie jednostkowej wrażliwości. czasem wrażliwość u jednostki pojawia się dopiero w kontakcie ze zjawiskiem, które do tej pory traktowała bezrefleksyjnie.

    ja na przykład tego słowa na "z" ciągle nie umiem napisać bez wykropkowania i niesmaku. intencję mogę oddzielić, ale źródłosłowu zapomnieć - nie.

    i fajnie, że wróciłaś :)

    OdpowiedzUsuń
  14. no ale gdzie przebiega ta granica leksykalizacji powszechnej i jakie są kryteria jej "ustalania" tudzież "ustalania się" - na ile powinno się (kto?) w te kryteria ingerować? skleroza i schiza są powszechnie tak samo zleksykalizowane jak upór maniaka. z którym to uporem maniaka ponawiam pytanie, bo mnie konflikt filologiczny dręczy i nie odpuszcza...

    OdpowiedzUsuń
  15. Co do manii, to ja mam wrażenie, że ważna jest kolejność - wydaje mi się, że słowa "mania" i "maniak" zadomowiły się w polszczyźnie zanim zaczęto tak określać jednostkę chorobową (kiedy zaczęto - nie wiem). Więc walka z tym wydaje mi się trochę sztuczna. Co innego polio, albo zespół Downa, bo to jest świadome użycie nazwy choroby.
    Nie wiem tylko, gdzie w tym schemacie umieścić sklerozę.

    OdpowiedzUsuń
  16. Zgadzam się z Marysią. "Mania" (wspomnijmy etymologię) niekoniecznie oznacza coś przykrego i chorego. "Maniak" w "uporze maniaka" to raczej ktoś zafiksowany na jakimś myśleniu, działaniu. Równie dobrze możemy tak powiedzieć o człowieku z pasją, albo on może tak powiedzieć o sobie. Ten "upór maniaka" też wcale nie jest jednoznacznie negatywny.

    A z innej beczki... ciekawe, że Ela ma opory przed słowem na z., a takie "fuck" przechodzi jej przez klawiaturę bez problemów ;)

    OdpowiedzUsuń
  17. dzięki, dawno mnie nikt nie wsypał :P

    a tak serio, to mam opory przed klnięciem, jeżeli dane słowo odczuwam jako wulgarne, więc muszę mieć do tego stopnia uwewnętrzniony język, żeby mnie ruszało (albo musi to być coś naprawdę paskudnego). po łacinie, na przykład, mam, po grecku na ogół też, a z angielskim bywa różnie, ale i tak jestem gotowa się pokajać, jeżeli ktoś cierpi :)

    OdpowiedzUsuń
  18. No nie zgodzę się z wami co do etymologii manii - tzn. może się zgodzę co do etymologii, jak mi ktoś ją objaśni, bo nie wiem gdzie poszła płytka z Chantrainem ;-), ale nie bardzo co do znaczenia. Nie wiem czy uda mi się wkleić literki, ale wygląda na to, że tak:

    Μανίης τρόποι εἴδεσι μὲν μυρίοι, γένεϊ δὲ μοῦνος εἷς· ἔκστασις γάρ ἐστι τὸ σύμπαν χρόνιος, ἄνευθεν πυρετοῦ· εἰ γάρ κοτε καὶ πυρετὸς ἐπιλάβοι, οὐκ ἀπὸ μανίης ἂν ἴδιος γίγνοιτο, ἀλλ' ἐκ συντυχίης ἄλλης· ἐκφλέγει γὰρ καὶ οἶνος ἐς παραφορὴν ἐν μέθῃ· ἐκμαίνει δὲ καὶ τῶν ἐδεστῶν μετεξέτερα , ἢ μανδραγόρη , ἢ ὑοσκύαμος, ἀλλ' οὔ τί πω μανίη τάδε κικλήσκεται. ἐπὶ γὰρ σχεδίου γιγνόμενα καθίστα ται θᾶττον· τὸ δὲ ἔμπεδον ἡ μανίη ἴσχει· τῇδε τῇ μανίῃ οὐδέν τι ἴκελον ἡ λήρησις, γήραος ἡ ξυμφορή. αἰσθήσιος γάρ ἐστι νάρκη, καὶ γνώμης νάρκωσις ἠδὲ τοῦ νοῦ ὑπὸ ψύξιος·

    (Arateusz z Kapadocji, zainteresowanym mogę rzucić więcej)

    Hm?

    No i może mam jakieś zaćmienie, ale jak to jest możliwe, żeby jakaś przesuwka znaczeniowa pojawiła się w języku wcześniej niż źrodłosłów? Pożyczka? Czy jak? Bo jakoś tego nie widzę, ale może to mnie zaćmiło.

    OdpowiedzUsuń
  19. Dobra, rozumiem, zaćmiło. Że zawężenie znaczenia, tak? I że reszta znaczeń pozostała, a jedno się wyspecjalizowało? Ale przy założeniu, że "mania" już w późniejszej grece oznacza szaleństwo inne niż po pijaku?

    OdpowiedzUsuń
  20. Iza, ale "szaleństwo" to naprawdę nie to samo, co choroba psychiczna! W polszczyźnie "szaleństwo" i "szaleć" nie oznaczają automatycznie czegoś złego czy nieprzyjemnego. Każdy by chciał na przykład zakochać się do szaleństwa. Nie przesadzajmy więc z tą "manią". :)
    A dla starożytnych szał (niekoniecznie po pijaku) bywał stanem świętym. Mógł być na przykład rodzajem inspiracji boskiej i prowadził do wieszczenia przyszłości. To może być wręcz szlachetne.

    OdpowiedzUsuń
  21. Ha, może właśnie coś wieszczę? ;-)

    OdpowiedzUsuń
  22. od skimbleshanksa20 stycznia 2016 18:23

    Myślę, że trzeba rozdzielić dwie rzeczy. Jedna to używanie przyswojonej w języku frazeologii, bez intencji obrażenia kogokolwiek. Frazeologii, bez której po prawdzie trudno skonstruować jakąkolwiek ekspresyjną wypowiedź. Co innego wyraża się przez ,,okłamał mnie'', co innego przez ,,ocyganił''. Czym zastąpić ,,murzyna'' (w znaczeniu piszącego za kogoś pracę czy egzamin) --- makaronizmem ,,ghostwriter''? Zastąpienie ,,francuskiej choroby'' określeniem medycznym (pomijam tu wątek określeń medycznych) zabija subtelność tego wyrażenia, nie mówiąc już o ekspresyjności ,,francy''. Przytłaczająca większość takich frazeologizmów nie wiąże się z intencją ranienia kogokolwiek. Owszem, mogą razić, ale tutaj rozsądną granicę wskazała Prawie-Mała-Mi: jest nią fakt, że osoba poinformowana o tym, że jej odniesienia są przykre, obstaje przy nich. Mnie na przykład nie urażają określenia ,,Polnische Wirtschaft'' czy ,,plica Polonica''.

    Całkiem inną rzeczą jest przywoływanie ad hoc kategorii, którymi się gardzi, żeby określić rzecz lub sprawę idącą nie po myśli. Tutaj klasyfikuję ,,pedalską kanapę'' czy ,,jehowy czajnik'' (oba określenia spotkałem tu zresztą po raz pierwszy, a ich absurdalność zrzuciła mnie z fotela). Takie sformułowania trzeba piętnować, pamiętając jednak, że jeśli ktoś w swoim umyśle potrafił je utworzyć, to jego uprzedzenia są na tyle głębokie, że ciężko będzie mu cokolwiek wytłumaczyć.

    A co do szaleństwa i manii, to określenia te należały do żywego języka na dłuuuugo przedtem, zanim stały się jednostkami chorobowymi i oburzanie się na ich użycie zakrawa na histerię (pun intended, jak mawiają anglofoni).

    [nadesłane na bieżąco via @ z powodu usterek bloggera, przeklejone po latach]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W tym rozumieniu "skleroza" i "schiza" jako ekspresyjne idiomy podpadają pod kategorię "polnische wirtschaft". Ale wiesz - zapytałam S. Wprost. Jest wszak językoznawcą, sformułowałam więc pytanie językowo-osobiste. Czy gdy słyszy "mam sklerozę" to traktuje to jak idiom, czy go kłuje. Powiedział, że pytanie jest rzeczywiście osobiste, i jeśli już ma odpowiadać, to wybiera drugie, choć bierze poprawkę na wykształcenie rozmówcy. Ale że jeśli mówi ktoś, kto teoretycznie powinien być świadomy słowa - to boli. Że zwykle wtedy odpowiada "sklerozę to mam ja i mam na to papier" - tak jak w przytoczonym przeze mnie dialogu. Zróżnicował też "mam sklerozę" od "masz sklerozę".

      Usuń
    2. od skimbleshanksa20 stycznia 2016 18:30

      I to jest dla mnie przykład przewrażliwienia. Skleroza w znaczeniu potocznym (coś, od czego się zapomina) wywodzi się od arteriosklerozy, która ze stwardnieniem rozsianym ma tyle wspólnego, że medyczna nazwa tego drugiego pochodzi również od greckiego przymiotnika znaczącego `twardy'. Chyba, że ,,brać poprawkę na wykształcenie rozmówcy'' oznacza ,,liczę na to, że zanim użyjesz jakiegoś potocznego sformułowania, zastanowisz się chwilę, jakie inne określenia mogą się z nim skojarzyć w znanych mnie i tobie językach, i czy któreś z nich nie będzie dla mnie przykre'' (BTW: moja psychoterapeutka
      była kiedyś bardzo zaskoczona faktem, że ja od czasu do czasu dokonuję takich analiz przed wygłoszeniem opinii).

      A jak należałoby zmienić tekst piosenki Młynarskiego, żeby nikogo nie ranił:

      Po co pamiętać, panie Bzowski,
      Jakąś nadzieję, cukier, klej?
      Ech, przydałby się łut sklerozki
      I żyłoby się panu lżej.

      ?

      Usuń
    3. Ogólnie tak, ale... wiesz, mi to nie przechodzi przez gardło, bo widzę szpital, w którym regularnie bywam, widzę kroplówy, wózki inwalidzkie..................... i wkurza mnie, gdy ludzie tak mówią. Nawet nieświadomie. Miałabym ochotę uświadamiać, misjonarz się we mnie odzywa. Na tej samej zasadzie widzę też psychiatryk, to wszak ten sam budynek, a w nim schizofreników, i napawa mnie to taką samą litością i trwogą. Tak, jest mi smutno i na myśl o tym, jak trudne jest czasem takie życie, chce mi się płakać. Wystarczająco trudne jest moje. Nie chcę nim wycierać chodnika. Ale im bardziej się zastanawiam, tym bardziej nie mam pomysłu, czym zastąpić idiomatyczną schizofrenię. Czasem da się paranoją, ale to kiepska ;-) zamiana. Czy mam mówić he schizis tou phrenou? Any ideas welcome.

      Usuń
    4. od skimbleshanksa20 stycznia 2016 18:33

      Można powiedzieć ,,doświadczasz immanentnie sprzecznej dychotomii kognitywno-motywacyjnej'', ale nie niesie to już tego samego ładunku ekspresyjnego.

      Usuń
    5. lafju! ciągnąc wątek: ..."Mam depresję" na idiomatyczne określenie chandry mnie boli. Nikt mnie nie obraża, ale boli. "Nie masz. Nie wiesz jak to jest i obyś nigdy nie musiał się dowiedzieć" - mam ochotę powiedzieć.

      Usuń
    6. od skimbleshanksa20 stycznia 2016 18:39

      Czyli boli Cię to, że ktoś używa na określenie własnego stanu tego samego słowa, co Ty, chociaż wcale nie cierpi tak samo?

      Usuń
    7. W sumie tak. Hm.

      kontynuując: Co do zwrotu "ona nie jest psychiatryczna" - ten już uważam za równie szkodliwy, co pedalską kanapę. Wzmacnia stereotyp ludzi chorych psychicznie jako niebezpiecznych dla otoczenia - a odsetek takich wśród wszystkich wariatów jest mniej więcej podobny, co w reszcie populacji, jeśli nie mniejszy.

      Usuń
    8. od skimbleshanksa20 stycznia 2016 18:42

      To prawda, ale czy nie jest to przejaw tego odium otaczającego choroby psychiczne, z którym próbujesz walczyć? Czy równie szkodliwe byłoby sformułowanie ,,ona nie potrzebuje ortopedy'' jako uznanie, że czyjeś
      nogi są proste?

      I wątpię, czy działa tu ten stereotyp. Ja w każdym razie, jeśli spotykam się z tym określeniem, to nie w znaczeniu, że ktoś jest niebezpieczny, tylko
      że jego motywy są niezrozumiałe. Choć prawda, że motywy osób niebezpiecznych są zwykle niezrozumiałe.

      Usuń
    9. To jeszcze co do manii, pliz, wytłumacz mi to. Jeśli już w starożytności oznacza szaleństwo "chorobowe", w pismach Hipokratesa i Arateusza, to dlaczego wszyscy twierdzicie, że do języka jako jednostka chorobowa przyszła później? W sensie: czy mógłbyś mi zarysować potencjalną drogę? Tępa jakaś jestem. O "psychozie maniakalno-depresyjnej" sensu stricto mówi się od XIX wieku, Emil Kraeplin, ale mania i melancholia/depresja jako jej składniki znane są od wieków. Kiedy i którędy mania wlazła do polszczyzny i w jakiej roli?

      Usuń
    10. od skimbleshanksa20 stycznia 2016 18:47

      A oni to słowo wymyślili, czy też spożytkowali istniejące? Co do drogi zapożyczenia - nie mam pojęcia. Myślę, że w późnym średniowieczu albo odrodzeniu, razem z innymi greckimi słowami i pojęciami.

      Usuń
    11. Była też propozycja spolszczenia: psychoza szałowo-posępnicza. Czy nie piękne?

      Usuń
    12. od skimbleshanksa20 stycznia 2016 18:50

      Dla mnie urocze, ale wtedy raniłyby Cię powszechne w bajkach (i nie tylko) opisy ,,posępnego zamczyska'', a być może również frazeologizmy utworzone
      od podstawy słowotwórczej, czyli np. ,,siedzieć jak sępy'', ,,wysępić'', czy ,,pić na sępa''.

      PS A Amerykanie postanowili wykreślić z nowego wydania Przygód Hucka Finna słowo ,,nigger'', bo obraża Czarnych (http://wyborcza.pl/1,75968,8921549,Bowdleryzacja_Marka_Twaina.html)

      Usuń
  23. O matko i córko, ile wysiłku kosztowało mnie przeklejenie tej dyskusji do komentarzy w prawie 7 (siedem!) lat po tym, gdy ją odbyłam. Gdy pomyślę, że musiałam się tak męczyć tylko i wyłącznie dlatego, że w dniu, w którym ją toczyliśmy, blogger raczył nie zadziałać.........

    No dobra. Nie tylko, tzn. tylko dlatego, ale za to z jakimś telosem. W sumie to cieszę się, że przekleiłam, bo w ten sposób całość fermentu jest w jednym miejscu. Uwagi skimbleshanksa po wieloletnim przemyśliwaniu wciąż wydają mi się trafne i mądre.

    Z chęcią podejmę temat, o przygodny internauto ;-)

    OdpowiedzUsuń
  24. cóż za zachwycająca czujność :)))

    OdpowiedzUsuń