sobota, 7 lutego 2009

Kochajmy tyle Warszawy, ile jej zostało

Stawki (Zaułek) - odcinek pierwszy

Ulica Stawki znajdowała się na skraju miasta
, na krańcu starej, ciasnej ulicy. Zaułek był wyrwą na węźle gęstej żydowskiej dzielnicy i pachniał już okolicą podmiejską. Kamienie bruku były wyślizgane, widniały wśród nich doły. Chodniki zżarł czas, dwa rzędy domów z obu stron miały szarożółtawy kolor i wyglądały zza drewnianych płotów jak stare, chore zęby. Przez dziury w płotach widać było bryły szarej ziemi i usypiska śmieci, porosłe dzikim zielskiem. Tam skakały wychudłe żydowskie kozy, wdrapujące się na wyschłe, schorowane drzewiny, które miały wygląd starych, splątanych powrozów.

W domach mieszkali niemal sami Żydzi: sprzedawcy uliczni, rzemieślnicy, przeważnie furmani, którzy mieli na tych podwórkach swoje stajnie i konie. Były tam również domy zamieszkane przez starych władców zaułka - ważniaków, nożowników znanych w okolicy, skorych do bójek.
Stawki biegły w dół, do Okopów. W tej części zaułka domy były jeszcze ciągle drewniane, o małych okienkach, jak w gołębnikach. Tu już zamieszkiwali obok Żydów również chrześcijanie.
W starych polskich dworkach, jak Żydzi je nazywali "z Powstania", czerpano jeszcze wodę za pomocą żelaznych pomp; tkwiły tam drzewa i krzewy, które otaczały gipsowe figury przenajświętszej Panienki oraz ikony i krzyże. Snuł się tu zapach kapusty, a w okienkach stały doniczki i słychać było szczekanie psów.


Na końcu zaułka otwierał się naraz inny świat. Tu, przy Okopach, legła surowa cisza. Znienacka ukazywały się czerwone mury fabryk z wysokimi, dymiącymi kominami i zamkniętymi żelaznymi bramami.

Z jednej strony biegł wysoki mur katolickiego, powązkowskiego cmentarza, a tuż obok, w bliskim sąsiedztwie spoczął żydowski cmentarz na Gęsiej.
Wokoło szumiała i huczała wielka polska stolica, Warszawa, ale ten gwar nie docierał do Stawek. Kamienie bruku stawały się coraz bardziej krzywe i wytarte, ścieki wzbierały gęstą mazią. Płoty i domy kruszyły się, a pokolenie szło za pokoleniem i znikało.

Na skraju zaułka mieściła się piwiarnia, gdzie młodzi furmani, wozacy i ważniacy przesiadywali całymi dniami, jedli pieprzony groch, nóżki i popijali piwo.

Tu w piwiarni u grubego Majlocha, który sam był za młodu ważniakiem, "załatwiano" wszystkie bijatyki. tu godzono się i przy każdej zgodzie zjadano kilka pieczonych gęsi, które stara Brajndla piekła u piekarza "spod dziesiątego numeru". Gęsi pieczone przez Brajndlę słynęły na całą okolicę.

Pierwsze dwa domy były okazałe. Wybielono je, a w nocy płonęła w poblizu latarnia. W tych domach mieszkali bogatsi furmani, którzy trzymali po kilka par koni i okute wozy. W niektórych mieszkaniach syczał już nawet gaz, a wieczorami niósł się z tych domów dźwięk gramofonów: kantorzy wznosili swe pienia, a Kawecka gwizdała i śpiewała.

U bram tych domów oraz w piwiarni zawsze było wesoło. Chłopaki rozweselali dziewczyny i często wybuchały bójki: chłopcy sięgali do noży.
Starsi wiedli stateczny żywot wraz z żonami i dziećmi i nie darzyli sympatią młodych.

(...)


W sobotę w letnie ranki, gdy było już ciepło i widno, w zaułku trwała jeszcze cisza. W otwartych oknach leżała zmiętoszona pościel, na poduszkach spoczywały rozmierzwione głowy. Porzucano zapluskwione łóżka i sypiano na onkach i balkonach, gdzie toczono rozmowy o robactwie.

Żydówka, czarna jak Cyganka, w różowym czepku na głowie, przemawiała do swej sąsiadki o nagich, zielonkawych rękach:
- Czy pani słyszy, Dobele... Obyśmy obydwie tak żyły, że dopiero wczoraj wlałam do łóżek kwartę nafty... Wygrzebałam każdą okruszynkę...
- A u mnie spadają z sufitu... Żeby mu kości połamało, gospodarzowi, przyrzekł wybielić na wielkanoc...
Żyd w kalesonach krzyczy:
- Lea, daj tu miskę z wodą i szczoteczkę... Tu też są...
Na podwórkach na wyprzężonych wozach, na brykach i dorożkach leżą chłopaki, brodaci starcy, dziewczyny, kobiety z dziećmi - uciekinierzy uchodzący przed pluskwami. Śpią i światło słońca znajduje ich we wszystkich kątach: ten obraz przypomina opuszczone pole bitwy po nocnej utarczce. Obok piwnicy, gdzie mieści się piekarnia, siedzą dwaj ubieleni piekarze i pilnują pozostawionych w piecu garnków z kartoflami. Obydwaj spierają się, kto jest w zaułku mocniejszy: Mojsze-brzuch czy Motel-kubeł.

Efraim Kaganowski, Stawki (Zaułek)
, w: Warszawskie opowiadania (vel Pojlisze jorn). Przełożył Stanisław Wygodzki, ilustrował Otto Axer (sic!). Iskry, Warszawa 1958

1 komentarz:

  1. Witam,
    Jeżeli wstawiasz obrazki z mapą Targeo, użyj opcji "MapShot" do wygenerowania kodu i obrazka. Ten typ obrazka nie zostanie usunięty / w tej chwili zlinkowałeś do obrazka tymczasowego, które są co jakiś czas usuwane.

    Opcja MapShot jest darmowa. Po wejściu na mapę Targeo kliknij ikonę z aparatem (trzecia od końca), ustaw mapę na wybranym miejscu/skali i generuj.

    pozdrawiamy, zespół Targeo

    OdpowiedzUsuń