niedziela, 12 czerwca 2011

jedynie szczegół

Coś by tu trzeba napisać, żeby Megged przestał straszyć... - myślę sobie nie od dziś. No to będą refleksje z dnia wczorajszego. Po redakcji (VI 2010), a nawet dwóch (I 2011).

Kolorowo, głośno, z uśmiechem od morza do Tatr. Pogoda - w przeciwieństwie do zeszłorocznej - nad wyraz łaskawa. Dwie sprawy mi tylko jakoś zgrzytają: ten kordon policji i ten obiektyw wycelowany prosto w twarz... Nic to. To miłe, że policja nie ma co robić, bo w zeszłym roku miała. I w sumie wyglądają przyjaźnie, jakby się dobrze bawili. To też miłe.

Rzadko mi się obecnie zdarza uczestniczyć w masowych imprezach, myślę sobie. Ale kiedyś się zdarzało. Szukam w pamięci okoliczności, w których poruszałam się po ulicach w większym gronie. Rajdy harcerskie. Czwórkami, szóstkami, przewodnik kolumny i jej ?zawodnik?. Tyle. We mgle nigdy nie szliśmy, więc nawet tych lamp zielonych i czerwonych nie było (btw, ciekawe, czy byliśmy na to przygotowani?). Mgliste wspomnienia. Mniej mgliste: pielgrzymki do Częstochowy. To już większa kolumna, porządnie dezogranizuje ruch na szosie (bo na szosie, która nie jest zamknięta dla ruchu, zajęcie jednego pasa bywa bardziej dezorganizujące niż na wczorajszej pustej Marszałkowskiej). Zajmuje jeden pas, pielgrzymów od nadjeżdżających samochodów oddziela cienka linka: kabel od nagłośnienia. Pomiędzy kolejnymi "tubowymi" osoby idące przy kablu podtrzymują go tu i ówdzie. Po drugiej stronie kabla porządkowi: na biało-żółtą, w której w porywach szło do 300 osób, wystarczało ich - pięciu? Kasia zawsze na przedzie, ktoś z tyłu - w rękach chorągiewki do zatrzymywania i puszczania samochodów. Czyli 60:1. I chwatit.

W upalnej, rozbawionej stolicy nie ma żadnych czwórek ani kabelków. Za to nie raz, nie dwa i nie dziesięć udaje mi się dostać w mordę, na szczęście tylko - obiektywem. W ramach wszechobecnego uśmiechu uśmiecham się i ja, cierpliwie czekając na pstryk migawki. Dumna właścicielka lustrzanki podąża dalej; gdy mnie mija, z tym samym uśmiechem zagaduję ją zaczepnie: "A kto zapyta o zgodę?" Dziewczę macha mi przed ręką identyfikatorem i dumnie oświadcza: "moje miasto Warszawa!". Powstrzymuję się od parsknięcia i pokornie czekam, aż mnie moje miasto zapyta, ale ono jak na złość - milczy. 

Tak, wiem.
upierdliwa jestem.
upierdliwa jestem.
upierdliwa jestem.
upierdliwa jestem.

upierdliwa jestem.
upierdliwa jestem.
upierdliwa jestem.



Jestem. Zdarza się.
Na pewno nie ja jedna. 
Wróćmy do tych porządkowych.

Źródło wiedzy wszelakiej mówi, że w zeszłorocznej upalnej europride uczestniczyło 7-8 tysięcy osób. Dodaję jeszcze 1000, z arytmetycznego lenistwa i żeby nie było, że naciągam. Oraz odejmuję tysiąc, z tych samych powodów. Próbując zastosować pielgrzymkowy przelicznik wychodzi mi, że potrzeba 100-150 osób obstawy. Sięgam pamięcią do 40-stopniowego upału. Daję wam słowo, że mundurów widziałam co najmniej trzy razy tyle. A chorągiewki... te chorągiewki to jakieś takie dosyć konkretne były.

Miasto milczy, pytam więc ja: KIEDY? 


Kiedy w moim mieście Warszawie porządkowym parady równości nie już potrzebne kamizelki kuloodporne?

?
?
?
?
?
?

O tych 
krzyżach-i-orzełkach, 
co kłują  na Bankowy
już zupełni
nie  
wspo-
 mi- 
na-
 jąc
? 
























(sprzątałąm tu w styczniu 2013, 
oryginalnie gderania było więcej)

9 komentarzy:

  1. Przyznam, e kompletnie nie rozumiem podejścia "manifestuję, wychodzę w przestrzeń publiczną, ale nie chcę, żeby mnie ktoś obcy tam zobaczył".
    Wydaje mi się, że istotą parady - głośnej, kolorowej i maszerującej przez centrum miasta - jest chęć bycia zobaczonym i usłyszanym.

    OdpowiedzUsuń
  2. ale - w przeciwieństwie do łez na pogrzebie, których nie chciałam publicznie pokazywać - ja nie mam nic przeciwko temu, żeby ktoś zobaczył moją radość.

    w moim odczuciu między "zobaczył" a "sobie wziął" jest pewna różnica. z punku widzenia osoby fotografującej uważam, że savoir-vire nakazuje zapytać (choćby tym uśmiechem, czy na migi, ale zanim się wyceluje obiektywem) o zgodę na uwiecznienie, a już na pewno - na publikację. to nakazuje nie tyle savoir-vire, co zacytowana ustawa.

    wkurza mnie to, że ludzie uważają, że sam fakt posiadania aparatu oddaje im we władanie przestrzeń publiczną. a to, że są dziennikarzami, upoważnia do dowolnego tą przestrzenią gospodarowania. nie. nie. nie.

    to jest spojrzenie skrzywione doświadczeniem z drugiej strony obiektywu. ja po prostu nigdy nie miałam śmiałości. może średniowieczna jestem.

    OdpowiedzUsuń
  3. Podobnie jak widzę różnicę między zdjęciem grupowym a portretowym, przy tym pierwszym pytania o zgodę nie oczekuję, przy drugim - owszem ;-) A już mój totalny sprzeciw budzi publikacja czegoś, na co brak zgody został wyraźnie zasygnalizowany (zasłonięcie ręką kamery na w/w pogrzebie). Nie będę oczywiście pozywać Panoramy do sądu. Ale mogę tego nie lubić?

    OdpowiedzUsuń
  4. Ależ ma Pani prawo nie lubić, Pani Izo ;-)

    Filmowanie pogrzebu w moim odczuciu różni się znacząco od filmowania parady.

    Jeśli chodzi o różnicę między zdjęciem tłumu, a zdjęciem twarzy, to granica wydaje mi się mocno nieostra. Zdjęcie w MMWarszawa rzeczywiście raczej portretowe (a co, poleciałam obejrzeć, skoro już zareklamowałaś), ale jest dużo takich, w których twarze są wyraźne i rozpoznawalne, a nie wyobrażam sobie technicznej możliwości nawiązywania przez fotografa kontaktu wzrokowego z każdym z osobna.
    Reszta jutro, bo chcę iść spać (jak wreszcie przyjdziesz ;-) )

    A propos zdjęć prasowych, sentymentalnie wspominam właśnie, jak wmawiałaś mi bycie na pierwszej stronie Wyborczej ;-)
    http://lisboa.blox.pl/2004/12/zdziwienia-podrozne-nie-mylic-z-przydroznymi-ani.html

    OdpowiedzUsuń
  5. Po raz (być może) ostatni napiszę, że jako fotograf zawsze stara(ła)m się to robić. Oraz powstrzymywać od uwieczniania malowniczych staruszek na stołeczkach przed wiejskimi chałupami, bo staruszki sobie zwykle tego nie życzą. A jak chciałam uwiecznić, to pytałam i staruszki, choć przecież prawdopodobieństwo, że wlezą do internetu, w którym tych zdjęć i tak raczej nie opublikuję, jest znikome. Z tych powodów pewnie nie zostałam fotogwiazdą. Jest jeszcze opcja teleobiektyw, to rozwiązuje kwestię savoir-vivru, acz niekoniecznie ustawy. W okołoparadowej refleksji chodziło mi o obie.

    I tak, tak, jeścio raz, przy wszystkich zdjęciach en face zadałabym post factum pytanie, czy delikwent zgadza się na publikację. Dziś, w erze cyfrówek, kiedy zdjęcie można pokazać, jest to dziecinnie proste. Dlatego, jeścio raz, nie nadaję się na reportera.

    I tak, można mi wypomnieć kradzenie internetowej grafiki. Ale nie, nie uważam, żeby to było w porządku ;-)

    BTW, Do podobnych refleksji skłaniają mnie rozliczne w "Naszym Przeglądzie" wzmianki w stylu: "W domu przy ulicy Si... [nie mogę odczytać własnych bazgrołów] dała dowód niechęci do życia metodą napicia się ka... [rbonu?? czy karbon można pić? nie mogę oczytać własnych bazgrołów] Antonina Miko. Przyczyna tragedii: zawód miłosny.

    Być może było to wtedy taką samą normą jak to, co dziś robią nasze media. Pewnie tak. Ale czy na pewno wrażliwość wszystkich bohaterów na upublicznianie ich dramatów była inna? Czy pani Antonina na pewno się z takiej sławy cieszyła? I nie, nie mówię, że należało ją zapytać o zgodę na publikację ;-) Mówię, że mnie zastanawia.

    I że na zdjęciu wyszłam paskudnie. Ale co, niech będzie, homofobom na pohybel ;-)

    OdpowiedzUsuń
  6. tytuł posta i dyskusja powyżej jest pamiątką po wersji sprzed redakcji, którą oto w styczniu 2013 postanowiłam posprzątać. jako że jak wszyscy wiemy ciężko mi idzie wywalanie do śmieci, własne sprzątnięte gadulstwo chwilowo chowam do pudełka pt. komentarz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. o, chciałam schować a zapomniałam. może to ZNAK. tym niemniej się nie dam. nawskutek porządków oryginalna notka zubożała o:

      Jak stara ciotka częstuję więc młodziutką reporterkę smrodkiem dydaktycznym: "Wie Pani... ja sama robię zdjęcia i staram się wtedy pamiętać o czymś takim, jak prawo do ochrony wizerunku. Mamy ustawę, która to reguluje... Warto spytać, czy ktoś nie ma nic przeciwko temu" Oczy okrągłe, bardzo okrągłe. "Przepraszam!" - mówi moje miasto Warszawa, i to w sumie też miłe. Zaglądam dziś zaciekawiona: znajdę się tam, czy się nie znajdę? Bo w sumie przecież mimo przeprosin miasto wciąż mnie o zgodę nie zapytało. No i jak pt. czytelnicy sądzą? Ładnie się wychodzi na pozowanych zdjęciach en face? /// Na moje miasto przymknęłam oko, bo było pierwsze. Na drugą lustrzankę też oko przymknęłam, bo właścicielka w dwóch osobach pstryknąwszy uśmiechnęła się serdecznie dwoma uśmiechami. Uznajmy, że to już coś. Równie uśmiechnięta nie odpuszczam jednak: "A do jakich celów?" "Prywatnych, prywatnych!" Uznajmy, że manewr dydaktyczny wykonany. Gdy trzeci obiektyw zobaczyłam o niecały metr od twarzy, na wysokości wzroku, przysłoniłam go łapą z wściekłością. "Ok", machnęła właścicielka kolejnej lustrzanki i wycelowała w kogoś innego. Czwarta była leica, mam słabość do leik [czy jakkolwiek brzmiałby ten genetivus], znowu więc się wyszczerzyłam. I powtarzam, jak zdarta płyta. Tym razem chłopię tłumaczy mi: "jeśli Pani powie, że się nie zgadza, to nie ma sprawy". O, to w sumie szlachetne. Góra do Mahometa? Pani uparta: "Powiem, że sama robię zdjęcia i mam na tę kwestię inny pogląd". "Jest Pani pierwszą osobą, której to dziś przeszkadza" - mówi znudzony właściciel leiki z miną "odczep się, kobieto", a ja się zastanawiam, czy dociera do niego, że wcale a wcale nie chodzi mi o to DZIŚ. ///////////////////// Bo takie jeszcze przyfruwa wspomnienie: / "Widziałam cię w Panoramie" - mówi dumnie moja siostra, zadzwoniwszy uprzednio specjalnie w tym celu. A mnie się nóż w kieszeni otwiera. Bo tak, tę kamerę też pamiętam. Dziewczynka z kręconymi włosami, żonkil w ręku, łzy płynące po policzku. To wdzięczny obrazek, prawda? Wtedy też zasłoniłam dłonią obiektyw, ale jak się okazało - za późno. Nie, nie wstydzę się tych łez. Czy to znaczy, że musiało oglądać je pół Polski?

      nie lubię mediów.
      nie lubię mediów.
      nie lubię mediów.
      nie lubię mediów.
      nie lubię mediów.
      nie lubię mediów.

      Usuń
    2. przechytrzania bloggera odcinek drugi na dziś ostatni

      ***
      nie lubię mediów.
      nie lubię mediów.
      nie lubię mediów.
      nie lubię mediów.
      nie lubię mediów.
      nie lubię mediów.

      Którą to mądrość wygłosiwszy, kontempluję intensywnie pałętające się po zakamarkach pamięci resztki wiedzy z kursu redakcji merytorycznej w PTWK. Ukończony z wyróżnieniem, a jakże. Był to ostatni w historii egzamin, do którego zdarzyło mi się uczyć przez całą noc: pytań do części teoretycznej było 150, a ja wcześniej nie zdążyłam do nich zajrzeć. Kiedyś trzeba się było zorientować w tych dżdżownicach. Próbując sprostać wielu inteligentnym wyzwaniom, jakie przed przyszłymi absolwentami postawili organizatorzy kursu, mozolnie usiłowałam owej nocy wyryć się na pamięć wspomnianej wyżej ustawy. Art. 81, ust. 1. Rozpowszechnianie wizerunku wymaga zezwolenia osoby na nim przedstawionej. W braku wyraźnego zastrzeżenia zezwolenie nie jest wymagane, jeżeli osoba ta otrzymała umówioną zapłatę za pozowanie. //////// Art. 81, ust. 2. Zezwolenia nie wymaga rozpowszechnianie wizerunku: //// pkt. 1. osoby powszechnie znanej, jeżeli wizerunek wykonano w związku z pełnieniem przez nią funkcji publicznych, w szczególności politycznych, społecznych, zawodowych, pkt. 2. osoby stanowiącej jedynie szczegół całości takiej jak zgromadzenie, krajobraz, publiczna impreza. ///////////// Nie, nie to, bym ją 5 lat później z tej pamięci cytowała (uffffffffffffffff) Przyszłam do domu i wkurzona sprawdziłam. Ale... może taka jest rola ostatnich zajazdów na Litwie? Żeby mi teraz w którymś kościele zadzwonili?////////////////////////////////////// No bo. No bo. No bo. Niech mi ktoś wyjaśni. Czy to, że spotkałam na tej imprezie dwie mniej bądź bardziej powszechnie znane znane również mi osoby, z którymi się przywitałam i zamieniłam parę zdań, oznacza, że i ja się taką stałam? Wow. To by dopiero było. A może... może ktoś pomylił mnie z Palikotem? Hm. Nie jestem pewna, czy mnie to zachwyca. Nie zauważyłam, żeby zapłacili mi za pozowanie? Też nie brzmi optymistycznie. Czy jednak zdjęcie, w którym "szczegół całości" zajmuje 80 w porywach do 90% kadru, en face, tło rozmazane, elementów identyfikujących imprezę brak, chyba że kolorowa parasolka wystarczy - wciąż podchodzi pod ten punkt 2? (cddnn)

      Usuń
    3. alleluja udałosię :)

      Usuń