- Pozmywać kubki, gdy nie ma już ani jednego czystego.
- Sprzątnąć szczeżujski chlewik i tym samym uniknąć utonięcia w króliczych bobkach.
- Odgarnąć co nieco ze stołu, bo nie ma gdzie uczyć.
- Rozpakować plecak po majówce w Żarkach i torbę z Bodzanowa, w którym byłam 9 maja.
- Znaleźć zagubionego pendrive'a i nie znaleźć kalendarzyka, który również gdzieś się złośliwie schował.
- Wyrzucić dwa od dłuższego czasu wyschnięte bukiety z brzozowych gałązek, uprzednio uczyniwszy zwierzowi frajdę w postaci obórki na podłodze.
- Zebrać zalegające w każdym pomieszczeniu w dużych ilościach butelki po oranżadzie i innych E, opakowania czekolady Milka Amavel, papierki po mentosach o smaku arbuzowym i gazety bardziej i mniej kolorowe, a zwłaszcza kolejne odsłony darmowej gazetki z ogłoszeniami.
- Naszykować trzy torby śmieci i postanowić je wynieść, zanim zajmą całą kuchnię.
- Nie zdążyć ich wynieść zanim Szczeż nie przewróci dwóch z trzech worków i nie rozwłóczy zawartości po kuchni.
- Zamieść rozwłóczone treści ponownie i zdążyć przed królikiem.
- Zrobić pranie, gdy nie ma już żadnej pary czystych majtek.
- Umyć wannę, na której dało się już paznokciem rysować ciekawe wzorki.
- Umyć łeb, na którym jeszcze żadnych wzorków nie było.
- Napisać maila do Ani z propozycją ekspiacji i planem pracy na weekend.
- Złożyć żonie pochopną deklarację, za którą w lipcu przyjdzie odpokutować?
- Raz w życiu nie spóźnić się do pracy.
- Last but not least - powiesić notkę na blogu.
Tylko... w co ja bym się ubierała i w czym piła herbatę, gdyby nie te fazy maniakalne od czasu do czasu??? O problemie króliczych bobków, chlewiku i obórki już nie wspominając... Więc nie lubię. Ale czasem się przydaje, to fakt.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz