wtorek, 19 maja 2009

do czego służy faza maniakalna?

Do tego, by między 23 a 2 prawie ufilcować debiutancką torebkę. A potem o poranku:
  • Pozmywać kubki, gdy nie ma już ani jednego czystego.
  • Sprzątnąć szczeżujski chlewik i tym samym uniknąć utonięcia w króliczych bobkach.
  • Odgarnąć co nieco ze stołu, bo nie ma gdzie uczyć.
  • Rozpakować plecak po majówce w Żarkach i torbę z Bodzanowa, w którym byłam 9 maja.
  • Znaleźć zagubionego pendrive'a i nie znaleźć kalendarzyka, który również gdzieś się złośliwie schował.
  • Wyrzucić dwa od dłuższego czasu wyschnięte bukiety z brzozowych gałązek, uprzednio uczyniwszy zwierzowi frajdę w postaci obórki na podłodze.
  • Zebrać zalegające w każdym pomieszczeniu w dużych ilościach butelki po oranżadzie i innych E, opakowania czekolady Milka Amavel, papierki po mentosach o smaku arbuzowym i gazety bardziej i mniej kolorowe, a zwłaszcza kolejne odsłony darmowej gazetki z ogłoszeniami.
  • Naszykować trzy torby śmieci i postanowić je wynieść, zanim zajmą całą kuchnię.
  • Nie zdążyć ich wynieść zanim Szczeż nie przewróci dwóch z trzech worków i nie rozwłóczy zawartości po kuchni.
  • Zamieść rozwłóczone treści ponownie i zdążyć przed królikiem.
  • Zrobić pranie, gdy nie ma już żadnej pary czystych majtek.
  • Umyć wannę, na której dało się już paznokciem rysować ciekawe wzorki.
  • Umyć łeb, na którym jeszcze żadnych wzorków nie było.
  • Napisać maila do Ani z propozycją ekspiacji i planem pracy na weekend.
  • Złożyć żonie pochopną deklarację, za którą w lipcu przyjdzie odpokutować?
  • Raz w życiu nie spóźnić się do pracy.
  • Last but not least - powiesić notkę na blogu.
I to wszystko zanim zadzwoni budzik nastawiony na 7. Nie, ja nie lubię manii. Naprawdę nie. To wcale nie jest takie fajne. I w dodatku ma swoją cenę w postaci deprechy, której nie lubię bardzo bardzo bardzo i wcale. Prze nie lubię, jak by to powiedział Antek?

Tylko... w co ja bym się ubierała i w czym piła herbatę, gdyby nie te fazy maniakalne od czasu do czasu??? O problemie króliczych bobków, chlewiku i obórki już nie wspominając... Więc nie lubię. Ale czasem się przydaje, to fakt.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz