piątek, 11 maja 2018

kiedy zakładałam tego bloga, optymistycznie wierzyłam, że opisanie doświadczenia pozwoli włączyć je w przestrzeń relacji. chciałam być mniej samotna. od kilkunastu miesięcy w moim życiu powtarza się horror, którego doświadczyłam w roku 2003: proces powolnej utraty nadziei, wypuszczania z rąk kolejnych sznurków, przyznawania przed sobą, że choćbym nie wiem jak chciała, to nie daję rady, nie mam siły, nie potrafię. że chociaż znam azymut i plus minus rozumiem o co chodzi w tej zabawie, to po prostu jestem na nią - za słaba. przez wiele lat wydawało mi się, że to, co sprawiło, że doświadczenie pierwszego kryzysu było tak potworne, był brak świadomości tego, co się ze mną dzieje. otóż errata. nie wiem, ile kilogramów dokładał mi brak świadomości, ale wypuszczanie wszystkiego z rąk mindfully nie jest specjalnie w niczym lepsze. mindfully boli. potrzebuję realnej, długofalowej pomocy. jeśli jej nie dostanę, to po prostu

TEN
TRAMWAJ
DALEJ
NIE
POJEDZIE.

wiem, czego potrzebuję, wiem, że to nie jest niewykonalne, wiem też, że dostać nie mam skąd. ci, co by mogli, to nie mogą vel się nie poczuwają, ci, co się poczuwają, nie umieją, umieją za to szkodzić, państwo jest jakie jest, moment dziejów takoż, ja sama dalej nie potrafię. czyli powoli kontemplując sufit po prostu żegnam się. nie, spokojnie, nie to, że hic et nunc, nie wzywaj policji przypadkowy przechodniu, to nie są plany na dzisiejszy wieczór. to jest nudne, to boli, to się ciągnie jak słaby serial i nikt nie wie, czy potrwa jeszcze dni, tygodnie, miesiące, lata czy dziesiątki lat. ja też tego do końca nie wiem. mnie już dawno nie ma, tyle wiem na pewno. szkoda mi dziewczyny, która próbowała pisać o doświadczeniach, których opisać się nie da. była głupia i naiwna. to nie jest świat dla słabych ludzi i cudza depresja nikogo tak naprawdę nie obchodzi. szkoda mi też tej drugiej, która tak długo próbowała robić dobrą minę do złej gry. dziś jej trup czasem myśli, że chyba nie było trafione. dupa, mości panowie i panie. dupa, dupa, dupa. gdzieś w komputerze jednym z trzech lub na pendrajwie jednym z trzydziestu jest długie, mądre podsumowanie tego wszystkiego, co bym tu o przebytej drodze mogła mieć do powiedzenia. no ale samo nie wskoczyło, co za pech, więc się muszą szanowni panowie i panie obejść ze smakiem. jezu, jak boli. i paracetamol nie pomaga.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz