wtorek, 18 marca 2014

zając zając pokaż rogi

Wtorek. Widziałam się z kimś po tygodniu niewidzenia, chcę coś opowiedzieć. Długą, obfitującą w smaczki i szczegóły historyjkę. Ale czy ja już tego nie mówiłam? - zastanawiam się i widzę białą plamę. Nie pamiętam, co mówiłam tydzień temu, a czego nie.

Środa. Chcąc naładować telefon, prawie umyłam go pod kranem. 

Czwartek. "Czy ty w końcu zadzwoniłaś do X po tym, jak o tym rozmawiałyśmy?" - pyta mama. Nie wiem, mamo. Na pewno zamierzałam zadzwonić, ale nie pamiętam, jak się skończyło. "To może teraz zadzwonisz i zapytasz, czy już dzwoniłaś?" W sumie jest to jakaś myśl. 

Piątek. Próbuję otwierać samochód dowodem rejestracyjnym.

Sobota. Purim. Wybieram się na bal. Rozpaczliwie dumając W Co By Się Tu Ubrać, bardzo zadowolona z siebie zlokalizowałam w końcu przywiezioną z Portugalii czapeczkę z dzwoneczkami. Przymiarka wypadła pomyślnie. Pracowicie dobieram resztę stroju tak, by komponowała się z czapeczką. Wsiadając do metra uświadamiam sobie, że główny element stroju został w domu.

Niedziela. Kończę lekcję. Umawiam się na następną, szukam kalendarza. Nie ma. Nigdzie nie ma. Szukam wydrukowanej dla dziewczynki pracy domowej. Drukowałam ją 10 minut przed lekcją. Pewnie jest tam, gdzie kalendarz. Mimo najszczerszych wysiłków i dość ograniczonej przestrzeni nie potrafię ich zlokalizować.

Poniedziałek. Gotuję makaron i sięgam do szafki po ulubiony talerz. Stoi na swoim miejscu, ino - brudny. Miał trafić do zmywarki, ale odłożyłam go gdzie indziej.

chce
mi
się
płakać

pła
kać
pła
kać
pła
kać


"aaaale to się każdemu zdarza, mi też, mi też" pocieszają mnie życzliwi, co poniektórzy opowiadają o skarpetkach znalezionych w lodówce, gdy mieli lat 14, a ja mam ochotę wrzasnąć SHUT UP. No chyba że zdarza Wam się o średnio 20x dziennie w najbardziej podstawowych czynnościach, które próbujecie wykonywać - to wtedy faktycznie, powiedzcie mi o tym niezwłocznie i założymy klubik.

Obrazek, który przed Świętami rozśmieszył pół fejsa,
w swej pierwszej odsłonie naprawdę zabawny był.












A w drugiej już mniej:











Nie wiem, co się ze mną dzieje. Pewnie nie Alzheimer. Wiem, że mój musk nie działa tak, jak kiedyś i że niektóre fuszerki odstawia naprawdę zbyt często. Nie całkiem wiem, czy chcę wydawać ?350 ?500 PLN na tomografię po to, by się w ten czy inny sposób uspokoić. Pewnie gdybym miała w nadmiarze, to bym wydała, ale że bardziej nie mam niż mam, to się waham. Ze stołu do masażu większy chyba będzie pożytek, niż z tomografii. A może nie. Nie wiem. Wiem za to, jak się czuję, próbując umyć telefon pod kranem i włożyć buty na szyję zamiast szalika. Jestem prze-ra-żo-na i chce mi się wyć. I jeszcze wiem, co wtedy robię. Oddycham głęboko i zagryzam zęby. A czasem staram się uśmiechnąć, ki gezunt.

Różnie mi to idzie.
Np. tłusty talerz w szafce mnie NIE rozbawił.